Czasy w których przyszło nam wszystkim żyć są co najmniej dziwne. Żyjemy w przekonaniu, że wszytko jest w jak najlepszym porządku, że to co się dzieje wokół nas jest normalne. Ludzie, których mijamy a ulicach wydają się normalnymi, niczego nie ukrywającymi osobnikami gatunku ludzkiego. Telewizja pokazuje ludzkie dramaty, szczęście, cierpienie i radość. Telewizja obnaża ludzkie uczucia, pokazuje "jak to robią inni". Lecz nie o mediach tu mowa. My sami jeszcze kilka kilkanaście lat temu byliśmy inni, nie wiem czy lepsi - na pewno byliśmy mniej zapatrzeni sami w siebie, mniej egoistycznie podchodziliśmy do życia. Teraz liczy się tylko kasa, kariera, wygodne życie. Muszę przyznać się, że sam dałem się wciągnąć w tryby tej maszyny - stąd moje parcie do doktoratu, do spełnienia się w jakiś sposób. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie naszego pokolenia zapomnieli co tak naprawdę jest w życiu ważne i istotne. Dla wielu młodych ludzi ich własna rodzina zeszła na drugi czy trzeci plan, ba nawet pozostawanie w stałym związku z kimś traktują jako słabość, do której coraz częściej nie chcą się przyznawać, lub negują uczucia - bycie niezależnym, wolnym człowiekiem jest teraz modne, a związek powoduje komplikacje - uzależnianie się od kogoś, od czyichś "widzimisię". Powoduje konieczność pójścia na kompromis, nagięcia takich czy innych "swoich zasad". Tym bardziej własna rodzina - i to co nieuchronne w niej dziecko - stają się ciężarem. Pomimo tego, że twierdzimy, że wszystko jest ok, że z nami wszytko w porządku - tak naprawdę wszyscy cierpimy - cierpimy z powodu braku czegoś - czegoś czego prawdopodobnie nigdy nie doznaliśmy, szukamy kogoś, nie wiemy kogo, pragniemy niczym kawka dżdżu tego bliżej niesprecyzowanego "czegoś". Twierdzenie, że spełniamy się w pracy, że do zaspokojenia naszych uczuć wystarczą przyjaciele - a od potrzeb seksualnych jest "przygodny seks", świadczy tylko o tym w jak wielkim zakłamaniu żyjemy - to próba oszukania samych siebie, usprawiedliwienia przed nami samymi. Sztuką w życiu jest właśnie nie pozwolić na to by parcie na sukces, praca, osobiste ambicje nie przysłoniły nam tego co w życiu najważniejsze i najistotniejsze. My "ludzie pracy" śmiem twierdzić, jesteśmy gorsi od prawdziwych przodowników pracy z głębokiego socjalizmu - oni potrafili docenić, pomimo ciężkiej harówki podstawową jednostkę społeczną - Rodzinę.
Z drugiej jednak strony są wśród Nas i tacy którym trudna sztuka znalezienia "złotego środka" się udała. Są też wsród Nas i tacy, którzy przez to, że ta samotna część naszego pokolenia prze ku sukcesowi nieoglądając się na prawdziwe uczucia - cierpi, i ginie niczym dziecko we mgle.
Podsumowując - Czasy mamy nader ciekawe. Pokusa czai się "za rogiem" jednak sztuką jest umieć rezygnować z pewnych rzeczy w imię wartości. Niech każdy z nas zrobi sobie "rachunek sumienia" i odpowie na kila prostych pytań: czy to co robie ma sens? czy robię to co chce robić, czy robie tak bo inni tak robią? czy ja mam jeszcze moralność? i jeszcze jedno bodaj najważniejsze; I Co Dalej? ja niestety jak na razie Dalej nie widzę nic... i to mnie przeraża. Dalej jest pustka, magister, doktor, kariera... to wszystko na nic, bo nie ma dla kogo, nie ma z kim się dzielić tym szczęściem.... chyba się za mocno rozklejam, nie zachowuje się jak na faceta przystało. Kobiety, które to czytają pewnie mają mnie za mięczaka, za "nie faceta". Cóż... ja po prostu jestem wiecznym dzieckiem, dzieckiem we mgle...
A jeśli ktoś ma przepis na to by się całkiem nie zatracić w swoim ukrytym egoizmie to chętnie go wysłucham...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


1 komentarz:
Łuki, przestań palić zioła...
Prześlij komentarz