poniedziałek, maja 07, 2007

dziwny porzadek swiata

taki oto temat ostatnio zaprząta mą malutką główkę...

Ona lat 24 studentka pedagogiki. On lat 24 student fizyki. Pierwszy raz spotkali sie kilka lat temu, na początku studiów. Stali w jednej kolejce na uniwersyteckiej stołówce czekali do kasy. Jedno za drugim. Ona raczej urodą się nie wyróżniała, ale że brzydka była też nie można powiedzieć. On średniego wzrostu, raczej szczupły, nie nadzwyczaj przystojny ot przeciętny. szybka wymiana spojrzeń i więcej się nie spotkali... do czasu gdy kilka miesięcy temu natknęli się na siebie przypadkiem w jednej z galerii handlowych w mieście w którym się uczyli. On nieśmiało zagadnął, coś o szkole, od słowa do słowa zrobiła się rozmowa - jak to mówią. wymienili się telefonami, ona wsiadła do swojego tramwaju on poszedł do domu na pieszo. następnego dnia zadzwonił, umówili się w tej samej galerii, w tym samum miejscu. spotykali się od tego momentu coraz częściej, czasem codziennie, czasem rzadziej. Z czasem stwierdzili, że tak naprawdę to rozumieją się dogadują, więc co szkodzi aby zostali ze sobą... na zawsze... zakochani do szaleństwa... ona nie umiała żyć bez niego a on bez niej. zamieszkali ze sobą. kilka tygodni temu zakomunikowali w domu swoim rodzicom, że chcą sie pobrać... i tu zaczęły się schody... On, jego rodzina z dziada pradziada są Katolikami.... Ona, jej rodzina od kilku lat są Świadkami Jehowy... Cóż z tego! ktoś powie, Kochają się! otóż nie moi mili to nie taka prosta sprawa! Jej postawiono warunek: albo On Przyłączy się do Zboru, albo nici ze ślubu. On nie był przekonany... W domu wiele rozmawiał o tym z rodzicami. Pomyślał - cóż szkodzi może Ona sie zgodzi zerwać więzi z ludźmi w jej środowisku religijnym... niestety prośby nie pomogły... z czasem oboje przestali się do siebie odzywać, On jeszcze próbował, Ona też.... niestety bariera okazała się nie do pokonania...

Banał ktoś powie. Nieszczęśliwa miłość, ot normalka, życie nie jest usłane różami... i ten ktoś miał by rację, gdyby nie fakt, iż to rzeczywiście jest problem! Owszem zawsze można próbować żyć według zasady, że każde z nich wyznaje swoją wiarę i nie wchodzi drugiemu w drogę... pozostaje pytanie jak w takim układzie wychować dzieci? Urodziny? imieniny? Boże Narodzenie? Wielkanoc?, wychowywać według, których zasad? owszem Jeden Bóg... ale dwa różne światy... i sprawa nie tyczy się jedynie związków Katolik - Świadek Jehowy, ale też Buddysta - Katolik, Świadek Jehowy - Buddysta przykłady można mnożyć...
Ja nie znam odpowiedzi na te pytania... jak zwykle pewnie trzeba znaleźć "Złoty środek" pytanie tylko gdzie on leży...


Zawsze można Uciec z domu...

a tak na marginesie to sam siebie uznaję za "Świadomego Katolika" znam nauki Kościoła, znam nauki płynące z Pisma Świętego, znam wreszcie nauki głoszone przez Świadków Jehowy... i szczerze?, ba interesowałem się Buddyzmem, Islamem... mniej lub więcej czytałem historię filozofii... i wszędzie jest mowa o jednym i tym samym więc po co ten mętlik z religiami? i tak wszyscy wierzą w jednego Boga... no tak, ale człowiek w swojej próżności zacznie sie teraz spierać, która Religia ma być jedynie słuszną, a o której należy zapomnieć....

"Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu". Łk 21,5-19

a może nie ma nic poza życiem doczesnym? może człowiek jest tylko częścią ekosystemu... może...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

może człowiek jest tylko częścią ekosystemu... a zatem pamiętajcie róbcie QPe, bo robiąc QPe dajesz prace !!!

1 pisze...

chłopcze! ten tekst miał być poważnym rozważaniem... a ty go z błotem zmieszałeś ;( a ja liczyłem na polemikę ;(