bo nie ma jesieni w lesie - narazie :D
Po dzisiejszym spacerku odnoszę wrażenie, że jesień dopadła tylko drzewa wzdłuż dróg. W lesie jesieni jeszcze nie ma, albo jest bardzo bardzo dobrze ukryta. Przez 3 godziny chodzenia po lesie, w okolicy Żelisławia nie natrafiłem na jakiekolwiek oznaki jesieni! Ba! Idąc przez śródleśną łąkę spod stup moich uciekały roje koników polnych. Momentami wydawało się, że cała trawa unosi się do góry! Inna rzecz to ilość zwierzyny dzikiej w lesie. Idąc wzdłuż Kwisy dotarłem do miejsca, w którym chyba dawno nie było żadnego człowieka, a szlaki, które z początku wydawały się mi ścieżkami wydeptanymi przez człowieka okazały się szlakami wydeptanymi przez dzikie zwierzęta - z lasu, przez trawy do rzeki. Oczywiście nie obyło się bez spotkań z dziką zwierzyną! Idę sobie spokojnie, a w pewnym momencie słyszę szelest wśród przybrzeżnych traw... już szykuję aparat do "strzału" a sarna okazuje się czujniejsza i szybsza niż moje oko... kilkoma zwinnymi susami zniknęła gdzieś w wysokich, gęstych krzewach. Idąc dalej bliżej brzegu słychać było tylko szelest płynącej wody, w górze unosiły się jakieś ptaki - dość duże - ale były zbyt wysoko żeby dostrzec jaki to gatunek - co zresztą dla mnie nawet w sprzyjających warunkach było by niemożliwe, bo kompletnie nie znam się na ptakach... no ale idąc tak w ciszy i rozglądając się wkoło - bo przecież nie chciał bym przegapić kolejnej sarny w zaroślach - podziwiałem jak światło zachodzącego słońca przebija się przez korony drzew i odbija się w płynącej nieopodal wodzie. Wrażenie niesamowite, kompletna cisza, teren ten leży w takiej odległości od miejsc, w których człowiek nahałasował, że nie słychać ani aut, ani ludzkich rozmów, ani telefonów komórkowych, ba ! tam nawet piania koguta nie było słychać! No ale tak sobie szedłem i szedłem i niestety nie napotkałem już żadnego zwierzaka. Ale zapewniam Was jest ich tam naprawdę dużo. Na ścieżkach mnóstwo tropów, a jedno z pół całe przeorane przez dziki.
No ale podczas tego spaceru spotkało mnie też coś bardzo dziwnego. Możecie sobie o mnie myśleć co chcecie, ale to było tak prawdziwe, że prawdziwsze już być nie mogło.
Otóż idę sobie w tej głuszy, wychodzę na pole i słyszę jakby śmiech dziecka, a potem daj się słyszeć jadący pojazd mechaniczny - ale nie pojazd z silnikiem, lecz jak by sama przyczepa... i co najdziwniejsze dźwięki te nie były słyszalne w oddali, lecz jakby tuż przy mnie... i ten zapach - konia... a co dziwniejsze tak nagle jak się zaczęło tak nagle się skończyło. Przeszedłem się jeszcze po okolicy, myślałem że może faktycznie ktoś tam gdzieś jest, ale nie nikogo, żadnych śladów. Naprawdę sam nie wiem co o tym myśleć!
No i na koniec, tuż przed samym powrotem do auta, na polu znalazłem... podkowę :D trochę zardzewiała, ale mam nadzieję, że szczęście przyniesie!
Dobranoc!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz