piątek, września 12, 2008

ranek

Idąc korytarzem w kierunku sali, w której miało odbywać się śniadanie czuł chłód bijący od grubych wiekowych już murów budynku w którym się znajdował. Atmosfera raczej nastrajała go do refleksji, to kontemplacji potęgi budowniczych Klasztoru. Kamienne ściany zdawały ciągnąć się w górę bez końca. Łukowe sklepienie dostrzec można było z trudnością - przy samym suficie panowała prawie całkowita ciemność. Na końcu długiego korytarza usianego po prawej stronie drewnianymi starymi i ciężkimi drzwiami do cel zakonników znajdowało się okno - jedyne źródło światła słonecznego rozświetlającego korytarz. W powietrzu unosił się wyraźny zapach palącego się oleju z lamp wymieszany ze Świerzym zapachem świtu. Doszedł do okna. Skierowane było ono na wschód. Wyjrzał przez nie i to co zobaczył wydało mu się o tyleż dziwne o ileż przerażające. Otóż klasztor stał na szczycie góry - to było jasne wielogodzinna wspinaczka w kierunku klasztoru, którą przebył poprzedniego dnia zostanie w jego pamięci na zawsze. Już sama walka z samym sobą podczas podejścia wiele mu dała. Był tylko on i jego myśli i słabości. Drugiej strony góry nikt nigdy nie widział. Teraz miał szansę. Za oknem rozpościerał się niesamowity błękit Jeziora, tak ogromnego, że nie było widać jego końca, a woda stykała się z błękitem nieba gdzieś za horyzontem. Spojrzał w dół przez szybę -klasztor od strony wody stał na stromej skale, o którą rozbijały się fale powstające na jeziorze. Stał tak chwilę, wspominając to co wydarzyło się podczas wspinaczki, gdy poczuł na plecach czyjeś spojrzenie, a następnie dłoń.
- Czemu bracie nie idziesz na poranny posiłek? - zapytał niskim cichym, prawie szepczącym głosem. - I dlaczego nie było Cię na porannej modlitwie przed wschodem Słońca? - dodał już z nieskrywanym niezadowoleniem.
- Właśnie zmierzałem ku sali. - Odparł cicho lecz stanowczo. W myślach tylko udzielił odpowiedzi na drugie pytanie zakonnika. Odwrócił się, a jego oczom ukazał się młody człowiek, zadbany, ogolony. Jednak w jego oczach było coś innego niż w oczach ludzi nie żyjących w tym klasztorze.
- Ojciec przełożony nie będzie zadowolony z Twojej nieobecności na porannej modlitwie. Lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie. - rzucił młody zakonnik i zniknął w korytarzu po prawej.
Odwrócił się i poszedł za zakonnikiem. Zanim jednak go dogonił minęli próg refektarza. Było juz po śniadaniu. - Cóż pomyślał jutro trzeba będzie jednak pójść na poranne modlitwy.
szybkim krokiem podszedł do stojącego nieopodal młodego zakonnika. Ten rozmawiał z drugim dużo starszym od siebie Ojcem.
- Przepraszam, że przerywam....
- Nie przepraszaj, teraz nie możemy z Tobą rozmawiać - natychmiast zareagował młody zakonnik -nie wolno przerywać rozmowy z Ojcem Przełożonym.
- Ale.... - rozpoczął zdanie, lecz nie skończył. Usiadł przy stole cierpliwie czekając aż zakonnicy przestaną rozmawiać. Właściwie to był monolog ze strony młodego mnicha. Ojciec Przełożony jedynie przytakiwał lub zaprzeczał. Co jakiś czas kręcił głową z zaniepokojeniem. Obaj zerkali co chwilę na niego siedzącego za stołem. Nie słyszał o czym rozmawiali, gdy tylko zorientowali się, że wszedł do sali zaczęli mówić szeptem. - Jakieś tajemnice mają widocznie - pomyślał. Tylko dlaczego tak na mnie zerkają? Czyżby to miało jakiś związek z nocnymi wydarzeniami?
Mnisi zakończyli rozmowę. Podszedł do Ojca Przełożonego. Już schylał się by pokłonić się na powitanie. Gdy ten odwrócił się na pięcie i bez słowa wyszedł z sali małymi niskimi drzwiami prowadzącymi w ciemność.
Rozejrzał się dookoła sali. Na jej końcu pod ścianą młody zakonnik spotkany przy oknie rozmawiał dość głośno z innym jeszcze młodszym od siebie. wyraźnie słyszał o czym rozmawiali.
- Dlaczego nie pilnowałeś Kamienia w nocy?
- Jako to nie, całą noc spędziliśmy na pilnowaniu go. Żaden z nas ani na chwilę nie spuścił go z oczu. Stoi na swoim miejscu tak jak stał wczoraj wieczorem!
Podszedł bliżej. Chwycił mnicha za ramię i zapytał:
- Przepraszam
- Słucham Cię, jestem teraz zajęty nie mogę poświęcić Ci tyle czasu ile tego potrzebujesz.
- Ale ja nie oczekuję żebyś mi poświęcał swój cenny czas Ojcze, chciałem tylko zapy.... - nie dokończył zdania
- Nie ja tu jestem od odpowiedzi, idz do komnaty Ojca Przełożonego, On na Ciebie czeka. - odparł i bez zdania więcej oddalił się twardym krokiem, którego echo odbiło się od ścian.
W tym samym momęcie do Refektarza weszło kilku mnichów. Podeszli do niego i skłonili się. Bez słowa wskazali mu, że ma iść z nimi. Przeszli przez małe drzwi, w których zniknął wcześniej Ojciec Przełożony i znaleźli się w wąskim korytarzu, prowadzącym prosto do komnaty Ojca Przełożonego. Drzwi otworzyły się jakby na zawołanie. Weszli do komnaty. Była o wiele większa niż cela, w której spędził poprzednią bezsenną noc. Ojciec Przełożony stał przed ogromnym oknem zajmującym całą ścianę. Widok z okna przypominał ten sam, który można było oglądać z okna na końcu głównego korytarza.
- Widzisz tą wodę - odezwał sie Ojciec Przełożony cichy lecz zdecydowanym głosem.
- Tak - odparł
- Wiesz ona jest tu od zawsze, tak jak ten klasztor.
- Jak to? - ze zdziwieniem zapytał
Ojciec stale patrząc w dal powiedział - Tak i ten budynek i ta woda i ta skała pod nami stoją tu od początku Świata. Świątynię i skałę i wodę, stworzył On.
- Ale jakie to ma znaczenie? Wezwałeś mnie tu, żeby mi o tym opowiedzieć?
- Wiesz On jest doskonały. Nie można kwestionować Jego potęgi - ciągnął dalej zakonnik. - On może wszystko.
- Do czego zmierzasz? - zapytał zniecierpliwiony
- Wiesz, My w tym klasztorze strzeżemy czegoś bardzo cennego, czegoś bez czego ludzkość nie mogła by istnieć. Czegoś co zostało stworzone jeszcze przed stworzeniem znanego nam Świata.
- Co to takiego? I dlaczego mi o tym mówisz? - dopytywał ze zniecierpliwieniem.
- Wiemy, że miałeś gościa tej nocy.
- Tak? - ze zdziwieniem zapytał - Ja sam nie wiem co się wydarzyło tej nocy, myślałem, że to sen, Ale już niczego nie jestem pewien.
- Tak wiemy. Rano strażnicy Kamienia zostali znalezieni śpiący w miejscu w którym trzymali straż. Niby wszystko jest w porządku, a jednak - twój gość nas niepokoji.
- Dlaczego?
- Dowiesz sie w swoim czasie, a teraz idź do swoich zajęć. Czekają na Ciebie w piwnicach. - powiedział Ojciec przełożony zerkając tylko ukradkiem do tyłu. Stali chwilę w milczeniu, gdy wyraźnym gestem jednego z zakonników został bez słowa skierowany ku drzwiom. Te za nimi zatrzasnęły się z hukiem.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ciekawe opowiadanko. Domyślam się, że stanowi kontynuację poprzedniego „Planu”, co bardzo mnie cieszy, bo przyznam, że zapowiada on bardzo interesujący cykl  Jeśli pozwolisz mam parę drobnych uwag, które, mam nadzieję, pomogą Ci udoskonalić warsztat językowy.

Otóż, podoba mi sposób w jaki budujesz atmosferę tajemniczości, a precyzyjne opisy klasztoru pozwalają odzwierciedlić jego specyficzny klimat i dodają dreszczy. Z pewnością nastrój wzmocniłyby dłuższe refleksje i wewnętrzny monolog bohatera, który czuje się zdezorientowany tym co się wydarzyło i próbuje sobie to jakoś poukładać, bo chyba nie jest do końca jest pewny co tak naprawdę widział, ale widocznie masz inny sposób na utrzymanie czytelnika w napięciu  Niestety pojawiło się kilka błędów interpunkcyjnych, trochę mniej językowych, ale za to ciekawie stosujesz szyk przestawny i zdania pojedyncze, co wzmacnia siłę wypowiedzi. Staraj się unikać powtórzeń wyrazowych („Czegoś co zostało stworzone jeszcze przed stworzeniem znanego nam Świata.”), a opowiadanie nie będzie, że tak powiem „mdłe”. W tym celu zachęcam do korzystania ze słownika wyrazów bliskoznacznych (np. http://www.synonimy.pl/ ).

Zakończenie, podobnie jak początek, interesujące i wciągające. Pojawienie się tajemniczego „kamienia” sprawia, że nie mogę się doczekać kolejnego epizodu  Pracuj nad swoim warsztatem, a osiągniesz sukces, bo widzę, że masz predyspozycje na świetnego pisarza 

Pozdrawiam