środa, października 04, 2006

Nie mógł wysiedzieć w domu, szybko ubrał się w ciepła nieprzemakalną kurtkę, wysokie buty i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. W jego głowie kłębiły się setki nieznośnych natrętnych myśli. To stawało się powoli czymś na kształt obsesji. Te myśli nachodziły znienacka, nie dawały spokoju, czasem pojawiały się w środku nocy czasem w chwilach, których nikt by się nie spodziewał. Zawsze jednak jakoś udawało się je opanować, zająć głowę czymś innym – rozmową, pracą, czy czytaniem wiadomości w Internecie. Tego wieczora jednak siedział sam w domu, nic go nie ciekawiło nie potrafił przerwać tego strumienia pędzących z samego centrum jego podświadomości galopu myśli chwilami tłoczących się niczym tłum ludzi w pociągu jadącym z Łodzi do Warszawy podczas godzin szczytu – każdy tam coś szeptał, o czymś myślał, całkowity nieład, nieporządek – wydawało się to nie do opanowania.

Zbiegł szybko ze schodów wybiegł z klatki, chciał tylko jednego – zapomnieć, przestać w końcu myśleć, na ten jeden temat. Nawet nie zauważył, że na dworze było zimno, padał rzęsisty deszcz, który pozostawiał na ziemi ślady w postaci wielkich kałuż, z których woda nie chciała w żaden sposób odpłynąć, a jedynie wzbierała i wzbierała – tak samo jak myśli w jego głowie. Był wieczór w oddali słychać było jak kuranty na wierzy ratuszowej wybijają dwudziestą drugą. Jedyne co rozświetlało okolicę to latarnie smutnie pochylone nad jezdnią i nadające otoczeniu pomarańczowe zabarwienie. W okolicy nie było nikogo, szedł tak przez tą ciemność, nie zważając nawet na to co się dzieje dookoła niego. Był tylko on i jego myśli. Szedł tak przez jakiś czas, zaczynało robić się coraz ciemniej, wyszedł chyba poza granice miasta, bo gdy obejrzał się za siebie dostrzegł w oddali zanikające światło latarni ulicznych. Teraz był naprawdę sam na sam ze sobą, nikt nie przeszkadzał jego myślą biec... poszedł w stronę ciemności... Szedł i myślał -
Czemu to się tak skończyło? Dlaczego nie można inaczej? Czy jest jakaś szansa na to by zmienić cokolwiek? Doskonale znał odpowiedzi na te pytania. Jednak jakaś niewidzialna siła kazała mu odpowiadać na nie dalej ciągle i w kółko. Odpowiadał na nie stale tak jak powinien odpowiedzieć, wiedział, że nikogo do niczego nie można zmusić. Pozostawało jedynie pytanie co tak naprawdę chciał osiągnąć przez rozmowę, którą przeprowadził z nią kilka dni wcześniej. Przecież wiedział, znał jej zdanie od dawna. Po co w ogóle podejmował ponownie temat? Nie liczył się z konsekwencjami, wolał żyć marzeniami, stworzyć sobie świat ułudy, świat niczym domek z kart chwiejny i delikatny. Świat, w którym wszystko jest piękne, jest miłość, nie ma złudzeń wszystko jest oczywiste. Świat idealny. Życie jednak zweryfikowało wszystko w co wierzył. Jego świat się zawalił – ktoś pociągnął za dolną kartę. Wszystko co przez ostatni rok dawało mu wiarę w przyszłość, co pozwalało ufać, że kiedyś może... legło w gruzach. Teraz zrozumiał dlaczego to co działo się przez ten rok nie mogło być prawdziwe. Prawdziwa była tylko miłość do Niej do tej, którą poznał przez gadu-gadu na początku września 2005 roku. W tedy gdy spotkali się w barze on siedział na stołku zamawiał piwo ona podeszła i powiedziała po prostu „Cześć” i zadała pytanie, które pozwoliło jej upewnić się, że on to on. Od tamtego wieczora, czas mijał szybko, siedzieli i rozmawiali – czuł, już wtedy jak by znał ją od zawsze – wiedział, że to nie jest zwykła znajomość – niestety Ona tego nie wiedziała... Już w tedy, ubiegłej jesieni pragnął tylko jednego – bycia z Nią – wiedział że Ją kocha...

Teraz jednak gdy jej to powiedział czar prysnął, nie miał już złudzeń, analizował to wszystko. Na swoje nieszczęście był typową wagą wszystko sprawdzającą, wszystko analizująca...

Szedł, padało coraz bardziej, szedł i powoli od myślenia o tym wszystkim na oczy zaczęły cisnąć się łzy. Jednak powstrzymał je, był mimo wszystko twardy... Zatrzymał się zaczął wracać... udało się kilka rzeczy zrozumieć... takie rzeczy bolą, ale to i tak nie ma znaczenia – wszystko to pozwoliło mu uodpornić się na miłość – teraz będzie bardziej ostrożny... Szedł dalej drogą... zaczynało się rozpogadzać, okolicę zaczął rozświetlać księżyc, a nad horyzontem widać było delikatnie migające gwiazdy... wrócił do domu... dalej był sam... zamknął drzwi na zamek, i poszedł spać... C.D.N

Brak komentarzy: