czwartek, grudnia 06, 2007

Zakochałem się w Sinatrze

Nie żebym zaraz zmieniał orientację seksualną i zakochiwał się w chłopcach. Zakochałem się w jego muzyce.
Od jakiegoś czasu poprzestawiało się w mojej główce, a gusta muzyczne pożeglowały pod wiatr wiejący z Vivy, RMF FM i innych stacji telewizyjnych i radiowych grających "popową papkę" dla całego nieświadomego muzycznie Narodu Polskiego. Nie to, że mam coś przeciwko tym nieświadomym - każdy ma prawo do słuchania muzyki jaka mu się podoba i przy jakiej się dobrze czuje. Przeciwko jestem natomiast komercyjnym stacją nadawczym - ich tłuczenie non stop od kilku - kilkunastu lat tej samej muzyki jest czymś wręcz niepojętym dla mnie. no ale to tak tytułem dygresji.
A co do Franka Sinatry i ogólnie muzyki lat 30 - 60. jest w niej coś takiego co rzekłbym jest swojego rodzaju niewinnością graniczącą z naiwnością. muzyka lekka, do posłuchania, do tańczenia - słowem tworzy niepowtarzalny klimat na okazje wszelakie - Sinatra Śpiewa tak bardzo zróżnicowane piosenki, że można spośród nich znaleźć coś odpowiedniego do potańczenia jak i w sam raz nadające sie na tło kolacji przy świecach... szkoda, że takiej muzyki nie można obecnie posłuchać w żadnym z lokali. Bo czyż nie było by wspaniale siedząc przy stoliku w restauracji we dwoje, jedząc kolację przy ciemnym świetle świec, słuchać śpiewania Franka Sinatry lub kogoś kto potrafi zaśpiewać jego utwory w sposób odpowiedni? Ale się rozmarzyłem...
poza Sinatrą moje gusta muzyczne pozostają jednak w niszy muzyki elektronicznej - lecz nie tak jak kiedyś wykonawcy znani i wielbieni przez tłumy - a raczej niszowi nie krzyczący z pierwszych stron gazet, nie znani szerokiemu słuchaczowi. Tacy wykonawcy, którzy swoją twórczością wkradają się gdzieś na pogranicze House'u, Funky i Jazzu... (tak mieszanka iście piorunująca ;)...
a tak na marginesie to jestem żywym przykładem stwierdzenia, że w wieku 20-30 lat najczęściej ludzie zmieniają gusta muzyczne, poglądy polityczne, czy inne temu wszystkiemu podobne rzeczy.

no ale dość o mnie ;D
od poniedziałku do środy miałem okazję być na szkoleniu w miejscowości TLEŃ. Dla niewtajemniczonych jest to miejscowość nazywana "bramą Borów Tucholskich". W czasie jednej z przerw w wykładach wyszedłem na spacer obejrzeć okolicę i powiem szczerze - zatkało mnie... fakt, faktem pogoda była skrajnie niesprzyjająca spacerom czy robieniu zdjęć, ale tam jest pięknie, a wiosną latem czy wczesną jesienią musi być pięknie... samo ukształtowanie terenu zaskakuje - z jednej strony jeziora, po których można pływać kajakiem, łódką czy czym tam komu się zamarzy, a z drugiej - opadające do tych jezior stoki górskie! - no może nie tak całkiem górskie bo to tylko pozostałości po lodowcu, ale wierzcie mi jest się na co wdrapywać :D
najważniejszą zaletą Borów Tucholskich jest ich położenie - w połowie drogi na Mazury - a ceny nie mazurskie... no i dla wszystkich maniaków - góry (może nie takie jak Tatry czy nawet Sudety, ale zawsze to jakiś kompromis, gdy jedno mówi woda, a drugie ciągnie w góry).

zdjęcia... cóż jakieś tam zrobiłem, ale nie warto ich pokazywać, bo nic sobą nie reprezentują - lepsze znajdziecie gdzieś na stronach Borów Tucholskich - przynajmniej tamte zrobione są latem ;)

dobranoc!

Brak komentarzy: