środa, stycznia 09, 2008

genewa cz. 3

mmm niedziela! pomimo, że budzik zadzwonił o 6:50 nie wstawałem. spałem do samej 8:00 - cóż odrobina lenistwa każdemu się należy :D no ale kolega Marek wstał dzielnie rano i udał się po zakupy.
zszedłem na śniadanie około 9:00 oczywiście śniadanie przeciągnęło się dość mocno... do 10:00, kiedy wszyscy zorientowali się, że czas na nabożeństwo - miało zacząć się o 10:15... Kristina w prawdzie jest Katoliczką jednak kiedyś należała do Protestantów - stąd pomysł by udać się na nabożeństwo protestanckie, a co horyzonty trzeba poszerzać!
Może o samym nabożeństwie słów kilka.
Wchodząc do Świątyni każdy dostaje śpiewnik z psalmami. w centralnej części ściany szczytowej znajdują się cyferki oznaczające, które psalmy śpiewane będą danego dnia. Sama uroczystość to już śpiewanie psalmów, Czytania z Pisma, krótka przemowa pastora (kazanie?), Ojcze Nasz, psalmy, psalmy i tak w sumie przez godzinę. Jedno trzeba przyznać - jest inaczej. Nie wiem sam czy lepiej czy gorzej. To trzeba samemu przeżyć, tak żeby każdy mógł ocenić to co dzieje się na nabożeństwie. Tak całkowicie subiektywnie to miałem wrażenie, że to wszystko dzieje się tak jakby bliżej ludzi, i ludzie ci aktywnie uczestniczą we wszystkim co się dzieje.
Wracamy do rzeczywistości - czas na pociąg do Losanne... mamy jakieś 1,5 h w tym mieście na zobaczenie tego co najważniejsze, czyli mały sprint. reszta zza szyby autobusu yyy trolejbusu. Miejscowość taka sobie. Stara zadbana ale czy godna polecenia... jak już się jest to warto się przespacerować. Ale żeby zaraz specjalnie jechać? nie nie wydaje mi się
Czas na pociąg do Genewy Airport o 15:00 polska Msza Święta na hali 1 i 2.
Z małym poślizgiem, ale się zaczęła ;) Msza jak Msza... tyle, że Biskup Polak (to nazwisko) z Gniezna ją odprawiał wraz z kilkoma innymi Kapłanami.
Część ludzi się modliła, część spała, część dyskusje prowadziła. A szczególnie niektórzy księża... cóż ksiądz też człowiek!
całe spotkanie wraz z mszą trwało tak do 17:01 więc nie pozostało nam nic innego jak udać się do kolejki po jedzenie... i tu mały zgrzyt - na około! w sumie logiczne... cóż nie ma to jak spacerek na świeżym powietrzu przed posiłkiem...
jedzenie jak zwykle puszka na ciepło - tym razem prawie fasolka prawie po bretońsku z czymś co prawie było kiełbasą ;) no ale w smaku całkiem całkiem - zwłaszcza, że ostatnie co jadła większość z nas to było śniadanie i nie każdy miał takiego farta jak ja z Markiem ;)
no to posileni i herbatą napojeni udaliśmy się do hali 1/2 na wieczorne spotkanie modlitewne... obiecano nam, że będzie transmisja w polskiej telewizji... niestety Ania szukała, Mama szukała i nic... podczas niedzielnej modlitwy odbyło się także nabożeństwo światła - każdy przy wejściu dostał świeczkę, która paliła sie dokładnie 8 minut - i ani sekundy dłużej (Szwajcaria:)). potem standard - pociąg o 21:13 przed pociągiem jeszcze międzynarodowa "szła dzieweczka do laseczka" kolacja w domu z naszymi Gospodarzami i spanko!
cdn,...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

doceniam,że zostałam wymieniona! ;)
;]