niedziela, listopada 23, 2008

to ja coś dzisiaj napiszę...

O, tak. Ku uciesze niektórych;] oczywiście jak to drzewiej bywało, będzie to coś bardzo, bardzo kontrowersyjnego ;)

Oto, od jakiegoś - dłuższego już - czasu obserwuję ciekawe zjawisko wśród ludzi, a szczególnie dostrzegalne jest ono wśród znanych mi kobiet. Co wcale nie znaczy, że nie dotyczy ono mężczyzn, ale oni z racji tego, że jednak są mężczyznami nie pozostają w kręgu jakichś głębszych zainteresowań z mojej strony ;]

Oto sięgając pamięcią kilka lat wstecz, licząc te wszystkie koleżanki, które spotkałem na swojej jakże krętej drodze życia, daje się zauważyć pewien schemat.
Oto spotykam się jakiś czas, krótszy lub dłuższy nie ma to wpływu na całość, z daną koleżanką, coś tam nie wychodzi, coś nie zagra i dajemy sobie spokój (a raczej to ja sobie daję spokój widząc, że nic z tego). Często jest tak, że owe koleżanki gotowe są wyznać mi miłość, ba nawet ją wyznają, a ja nic no zabijcie mnie nic nie czuję - choć staram się jak mogę. Wyznaję zasadę, że nic na siłę, i po prostu nie chcę nikogo okłamywać - więc odpuszczam sobie. Po jakimś czasie, krótszym lub dłuższym dowiaduję się, że te z tych moich koleżanek, które były takie zakochane w mojej skromnej osobie, nagle kochają już kogo innego;] ciekawostką jest to, że w skrajnych przypadkach owe koleżanki zakochują się w kimś innym po kilku dniach od chwili, w której uświadomiłem im, że nic z tego... i teraz pytanie się nasuwa - nie wiem, może ja się kompletnie nie znam na miłości - ale Czy kurcze coś czasem tu nie pachnie brzydko? przecież nie można się z dnia na dzień zakochać w kimś innym... Czy można... może i można, ale żeby KAŻDA z dziewcząt, które miałem czelność zostawić zakochiwała się natychmiast w kolejnym? Toż to statystycznie nieprawdopodobne... (uch tak kłania się LOGIKA ;]), a może to o tej miłości do mojej skromnej osoby to zwykłe fanaberie i kłamstwa były?
I żeby nie było, że mi się tylko tak zdarza. Rozmawiałem na ten temat z kilkoma osobami (facetami gwoli ścisłości nie tyko stanu wolnego, ale i żonatymi), czy oni mają podobne doświadczenia w tej materii - otóż mają... (kamień z serca, bo już myślałem, że jestem wyjątkowy;P)
No to sobie teraz nagrabiłem... już żadna samotna kobieta teraz nie będzie chciała ze mną się zadawać... no chyba, że będzie miała nadzieję, że "po mnie" spotka tego "jedynego"....

A tak serio, pomijając jakieś tam osobiste sprawy i patrząc na to zjawisko nieco szerzej można stwierdzić, że strach przed samotnością w przyszłości jest niesamowicie mobilizujący do działania...
A może jest też tak, że tak zwana miłość wcale nie istnieje? I tak naprawdę liczy się tylko wspólna chęć do spędzania razem czasu... czy to nie sprowadza się czasem do niepisanej i niewypowiedzianej umowy, że tak jest nam na swój sposób dobrze to zostańmy ze sobą...

e... za dużo pracy w ten weekend chyba było i mi sie mózg lasuje bo wydziwiam...

Do następnego!

p.s. oczywiście jak zawsze czekam na merytoryczną dyskusję w komentarzach :D

13 komentarzy:

czarneciasteczka pisze...

"Zakochać" to nie to samo co "kochać" proszę Pana.Tak samo jak słuchać to nie znaczy od razu słyszeć,a patrzeć widzieć i tak dalej, dobranoc. :-)

1 pisze...

ale ja nie mylę tych dwóch pojęć ;) ja nie mówię o kochaniu "długodystansowym" ja mówię o samym właśnie zakochiwaniu się:) Jak nie ten, to jutro następny? (dosłownie jutro nie w przenośni) - to jest co najmniej dziwne i podejrzane. A może jest tak, że trzyma się kilku facetów w zapasie?

Anonimowy pisze...

"Wyznaję zasadę, że nic na siłę, i po prostu nie chcę nikogo okłamywać - więc odpuszczam sobie."

No więc, drogi Łukaszu, jeśli Ty sobie odpuszczasz, a piszesz, iż dziewoja wyznaje Ci miłosć, to czemu się dziwisz?? Przecież nie będzie czekać na cuda i na klęczkach prosić o miłość...

Może jest tak, że rzeczywiście ma nazwijmy to "w czym wybierać" i jeśli Ty sobie odpuszczasz, i ona wtenczas też, znajduje sie KTOŚ, kto ta miłością ją obdarzy, nie czekając na Bóg wie co... Bo może chciał dużo wcześniej, ale wiedział,że jest ktoś inny (Ty) a Ty "odpuszczsz sobie" i miłość sama nadchodzi... :)

"Z dnia na dzień.." piszesz... no tak.. Czasem miłość potrafi równie szybko minąć jak i się pojawić...

Jak kiedyś docenisz to wszystko, to przestaniesz się dziwić :)

1 pisze...

Droga koleżanko Anonimowo pisząca komentarz;)
Otóż ja się z Tobą zgadzam! paradoksalnie ;D zwróciłaś uwagę na coś niezmiernie istotnego, czego ja nie dostrzegłem. Otóż mówię o tym "czekającym". Też kiedyś czekałem... i sobie odpuściłem... bo jak wspomniałem nic na siłę! bolało oj, no bo to zasze boli. z Agnieszki leczyłem sie bardzo bardzo długo i się wyleczyłem...
inna sprawa, może to być też tak, że dopiero po tym jak ja sobie "odpuszczam", to Wy drogie Koleżanki dopiero dostrzegacie to co macie na wyciągnięcie ręki... Powiem tak - ja nie oceniam tego zjawiska, ja je zauważam i staram sie przeanalizować...
I przyznaję się - przy tej ilości ludzi, z którą przychodzi mi się spotykać faktycznie sam mogę niedostrzegać prawdziwej miłości, którą mnie ktoś obdarzył.
Wyznaję też jeszcze jedną wazną zasadę - nie mówię komuś, kogo nie prawie nie znam, że go Kocham... bo te słowa wiele znaczą, a jeśli naprawdę nie kocham i powiedzmy "coś pójdzie nie tak" i zacznę się spotykać z kimś innym albo przestanę się spotykać z kimkolwiek to wyjdę na kłamcę;]

kurcze to było chyba za bardzo osobiste...

Anonimowy pisze...

A czemu sobie odpuściłeś? No chyba, że dziwczyna była w długim ziązku i nie był to dylemat "ten czy ten.. ".

"Na wyciągnięcie ręki..".. Może nie tak to ujęłam, ale znaliśmy się i powiem szczerze, nie pałaliśmy sympatią do siebie, mówiąc delikatnie ;)

Los chciał, że pewnego dnia sie spotkaliśmy, i jakoś poszło..

A jeśli nie dostrzegasz... To zacznij.. Bo wiele możesz stracić, poza tym, kto powiedział, że od razu na "dzień dobry " mówimy sobie "kocham Cię" ?

Dostrzegaj..

Bo myślę sobie, że nie raz puściłeś bokiem miłość i wartościowe osoby, czego może nawet nie dostrzegłeś, bo się szybko "ulotniłeś"..

Anonimowy pisze...

"Nic na siłę"...

Jak czegoś mocno chcesz, w kimś widzisz naprawde to COŚ, warto poczekac, bo jak pisałam, cierpliwość zostanie nagrodzona...

Unknown pisze...

hmm...
widzę,że dyskusja się rozwija :)
Łukaszu myśle, że jest też coś w tym niepisanym ustaleniu " jest nam razem fajnie, niech tak zatem będzie", różne są sposoby na spotkanie tej jednej jedynej osoby ... czasem jest to błysk w oku, chwila i cały świat kręci się tylko wokół tego "wybrańca/wybranki" a czasem ze wspólnych zainteresowań, wspólnie spędzanych chwil rodzi się coś naprawdę wielkiego i trwałego ...
Ale żaden z tych sposobów nie daje nam gwarancji sukcesu, więc może gdy te Twoje koleżanki :D coś sugerują względem Twojej osoby, to może takie są ich odczucia i nadzieje, że jeśli Ty odpowiesz na ich starania, to się uda :)
a gdy Ty bardziej lub mniej brutalnie uświadamiasz je, że nic z tego, to dochodzą do wniosku, że chyba jednak im się wydawało bądź złudne miały nadzieje i szukają szczęścia tam, gdzie widzą dla siebie szanse na jego spotkanie ... i pamiętaj ZWOLNIJ! ;)

Paulina pisze...

A ktoś, kto przysięga miłość przed ołtarzem? czy to jest możliwe: przewidzieć, że się będzie kochało do końca życia?
... no właśnie, a może liczy się to, co czujemy w chwili mówienia?

Oczywiście ślub jest bardziej przemyślany niż teoretycznie powiedzenie 'kocham'. Przynajmniej tak mi się wydaje ;)

Zastanawiałam się kiedyś jak to jest - zakochać się czy kochać? Wyczuwamy różnicę, ale gdzie tak naprawdę jest ta granica?

Czy, przekonany o szczerości swoich słów dwudziestolatek mówiący 'kocham Cię' swojej osiemnastoletniej dziewczynie jest mniej czy bardziej wiarygodny od trzydziestolatka? [to samo dotyczy kobiet]

I jeszcze a koniec: [choć temat, który podjąłeś można omawiać bardzo długo :) ]
1. miłość jest nieLOGICZNA - tylko przypominam ;)
2. [już tak ściślej na Twoje rozważania] łącząc (przynajmniej) moje i Twoje doświadczenia można uznać, że wśród dziewczyn tak samo jak wśród chłopaków są osoby, którym bardzo łatwo przychodzi powiedzenie 'kocham', czy osoby takie mają świadomość jak ważne słowa wypowiadają? a może my się tylko czepiamy? może właśnie szczęśliwi są ci, którzy nie wahają się :)

Anonimowy pisze...

Myslę, że koleżanka Ania ma racje, zacytuję

"takie są ich odczucia i nadzieje, że jeśli Ty odpowiesz na ich starania, to się uda :)
a gdy Ty bardziej lub mniej brutalnie uświadamiasz je, że nic z tego, to dochodzą do wniosku, że chyba jednak im się wydawało bądź złudne miały nadzieje i szukają szczęścia tam, gdzie widzą dla siebie szanse na jego spotkanie ..."

Dokładnie, takie "brutalne uświadomienie" to skuteczny kubeł zimnej wody na głowę.. I nadzieje też złudne.. I szukają, a raczej to Szczęście pojaiwia się nagle znikąd...

Paulino, myślę, że wiek tutaj naprawdę nie ma więkaszego znaczenia.. Dwudziestolatek może okazać się o wiele dojrzalszym człowiekiem niż niejeden 30+ itp..

I bardzo spodobało mi się - cytuję: "są osoby, którym bardzo łatwo przychodzi powiedzenie 'kocham', czy osoby takie mają świadomość jak ważne słowa wypowiadają? a może my się tylko czepiamy? może właśnie szczęśliwi są ci, którzy nie wahają się :)"

Oczywiście, że to ważne słowa, ale szczere i płynące prosto z serca (może banał, ale tak jest).

Ja teraz jestem kochana, po wielu niepowodzeniach i kocham równie mocno, i wiem, że nic tego nie zmieni.

A śluby, ołtarze?

Ech...

Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

a, chyba tak...
czepiacie się ;)

LuLu

1 pisze...

ech no czas najwyższy zająć stanowisko w tej całej dyspucie. Podsumowując Wasze komentarze dochodzę do wstrząsającego wniosku - jestem potworem;]
A tak serio. Nie raz już byłem w takiej sytuacji, że musiałem niestety drastycznie powiedzieć "nie". Nawet nie wiecie jak to jest ciężko... mam świadomość tego, że Ona czuje coś więcej, że jest mi bardziej niż przychylna - mam też świadomość, że moje "nie" powiedziane w ten czy inny sposób przyjemne dla niej nie będzie. Więc może to jest tak, że to moje "nie" jest tylko katalizatorem tej miłości, która jest przy niej od dawna?
Przyznaję się także do tego, że za każdym razem kiedy muszę powiedzieć nie robię to ze świadomością, że następnej szansy mogę już nie mieć... tylko co jest lepsze - żyć okłamując Ją, że jest inaczej - czy być fair wobec Niej i Siebie i zakończyć to raz na zawsze? To nie są nigdy proste sprawy - i wszystko sprowadza się to wyborów (nota bene o wyborach już dużo zostało drzewiej napisane na tym blogu). Do decyzji jakie trzeba podejmować i potem ponosić ich konsekwencje takie czy inne.
Wiem, że to co piszę w tym komentarzu może być "odstraszające" i sugerować - "nie zaczynaj nic z tym gościem".
Ale to nie jest tak jak niektórym może się wydawać, że to wynika z niedojrzałości - ale z odpowiedzialności za drugiego człowieka. Z wnioskowania i przewidywania. Z niechęci do skrzywdzenia kogoś bardziej niż przy "nie"....
No to tyle na teraz ;]

Teraz jadę do Wojcieszowa pochodzić po jaskiniach... w poniedziałek się pojawię... ciekawe co Tu znajdę ;]

Unknown pisze...

Łukaszu , już sobie tak nie krzywduj :) wcale nie robimy, no dobra ja mówię tylko w swoim imieniu- nie robię z Ciebie potwora:P choć oboje wiemy, że Aniołkiem też nie jesteś :) jak my wszyscy zresztą :)
i patrz znów przyznam Ci rację! może faktycznie lepsze jest uświadomienie Jej Twojego stanowiska, niż przyzwolenie na to, aby Jej nadzieje rosły z każdym dniem ...
jak wiadomo każda z decyzji niesie ze sobą konsekwencje a gdybanie "co by było gdyby..." i tak w ostatecznym rozrachunku nic nie da. I to jest właśnie życie - ciągłe wyzwania i ciągłe podejmowanie decyzji...
Ps. i chyba deszczyk będziesz miał na zamówienie :)

Paulina pisze...

„Nawet nie wiecie jak to jest ciężko...”
...otóż ja wiem, wiem jak bardzo przygnębia ta powinność (bo dokładnie tak uważam – jeśli nie czujemy się dobrze w związku, lub nie widzimy przyszłości dla nas i osoby, która oczekuje więcej niż luźnej znajomości – powinniśmy szczerze o tym porozmawiać) wiem, jak jest trudno 'to' powiedzieć i jak potem bardzo źle jest człowiekowi i jak się zastanawia czy mógł coś zrobić lepiej – inaczej.
Wiele zależy od tego czy nasza znajomość była krótka, czy był to związek. Oczywiście generalizując te pierwsze są łatwiejsze do przerwania i krótko mówiąc mniej bolą (albo przynajmniej szybciej o nich zapominamy). Mam wrażenie, że Ty, Łukaszu, piszesz raczej o przyjaźniach, o czymś co mogło się dopiero zmienić w związek.
Ale jakby nie było, prawdę trzeba powiedzieć, nawet jeśli mamy się potem czuć podle... bo wystarczy trochę empatii – im dłużej taka farsa trwa, im później zdecydujemy się rozstać tym to będzie trudniejsze. Powiem więcej, po osobie, która źle czuje się w (powiem już ogólniej) związku widać, że dzieje się coś złego; często staje się szorstka, ignoruje, unika przez co naraża drugą osobę na domysły, analizowanie i często bardzo niepotrzebnie rani..

Wiem, że to co piszę w tym komentarzu może być "odstraszające" i sugerować - "nie zaczynaj nic z tym gościem".
Myślę, że nie straszysz, jak już to informujesz ;)
Raczej ‘zmuszasz’ do zastanowienia się, do analizy samego siebie (zarówno stawiając się w sytuacji Twojej jak i Owej Osoby).

„Więc może to jest tak, że to moje "nie" jest tylko katalizatorem tej miłości, która jest przy niej od dawna?”
Chcesz przez to powiedzieć, że nie powiedzenie ‘nie’ uświadamia owej dziewczynie uczucie jakim Cię darzy? Czasem tak jest, że jak coś tracimy to dopiero wtedy uświadamiamy sobie jak cenne to dla nas jest. Może tak jest też z uczuciem? Kto wie ;)

Ja myślę, że jest coś co należy dodać do tych mało optymistycznych przemyśleń :D
Uważam, że warto szukać, warto próbować nawet jeśli wymaga to później ponoszenia mniej miłych konsekwencji.
:)