środa, września 26, 2007

czy kiedyś w tym kraju będzie normalnie?

nie wiem z czego to wynika. nie pojmuję tego, jest to poza granicą mojej percepcji rzeczywistości. A wiedzcie, że nie jestem mało inteligentnym człowiekiem (ach cóż za nieskromność ;/). Jak mawiał niejaki Zulu Gula kilka lat temu - Polska to dziwny kraj...
No ale o co mi chodzi? Otóż o podejście pracdawców do pracowników - a w szczególności do stosunku wysokości wynagrodzenia do czasu i wkładu pracy ponoszonego przez pracownika. Dlaczego młodemu człowiekowi po studiach proponuje się pracę po 12 godzin na dobę za 1500 złotych? To zwykła bezczelność moim zdaniem. Zaraz usłyszę głosy w stylu - ale taki gość po studiach i tak nic nie wie, wszystkiego trzeba go nauczyć. Owszem zgadzam się. Ale nie w 100% przypadków! zdarzają sie jednostki, których niczego nie trzeba uczyć, a jak czegoś nie wiedzą teraz to będą wiedzieć za pół godziny, a w bardziej skomplikowanych sprawach za kilka dni. Dlaczego ludziom, którzy skończyli studia z bardzo wysoką średnią, mają "coś w głowie", którą nota bene mają na karku rzuca się ochłapy nie nadające się do niczego? I dlaczego u licha nie przedstawia się całej prawdy o sposobie zatrudnienia na rozmowie kwalifikacyjnej? nie można zagrać fair z pracownikiem?

Dzisiaj zagrałem VaBanque w pracy i postawiłem swoje warunki finansowe... zobaczymy co przyniesie jutrzejszy dzień :] cóż jak nie Żary to może skorzystam z propozycji brata mojego i poszukam pracy we Wrocławiu... a może emigracja?
przecież ja nie chcę aż tak wiele... tylko 3000 PLN na miesiąc i za tą kasę mogę od poniedziałku do piątku nawet nocować w pracy jak będzie taka konieczność. (no oczywiście na początek 3000 PLN, a potem się zobaczy)

niedziela, września 23, 2007

nie ma zdjęć....

bo nie ma jesieni w lesie - narazie :D

Po dzisiejszym spacerku odnoszę wrażenie, że jesień dopadła tylko drzewa wzdłuż dróg. W lesie jesieni jeszcze nie ma, albo jest bardzo bardzo dobrze ukryta. Przez 3 godziny chodzenia po lesie, w okolicy Żelisławia nie natrafiłem na jakiekolwiek oznaki jesieni! Ba! Idąc przez śródleśną łąkę spod stup moich uciekały roje koników polnych. Momentami wydawało się, że cała trawa unosi się do góry! Inna rzecz to ilość zwierzyny dzikiej w lesie. Idąc wzdłuż Kwisy dotarłem do miejsca, w którym chyba dawno nie było żadnego człowieka, a szlaki, które z początku wydawały się mi ścieżkami wydeptanymi przez człowieka okazały się szlakami wydeptanymi przez dzikie zwierzęta - z lasu, przez trawy do rzeki. Oczywiście nie obyło się bez spotkań z dziką zwierzyną! Idę sobie spokojnie, a w pewnym momencie słyszę szelest wśród przybrzeżnych traw... już szykuję aparat do "strzału" a sarna okazuje się czujniejsza i szybsza niż moje oko... kilkoma zwinnymi susami zniknęła gdzieś w wysokich, gęstych krzewach. Idąc dalej bliżej brzegu słychać było tylko szelest płynącej wody, w górze unosiły się jakieś ptaki - dość duże - ale były zbyt wysoko żeby dostrzec jaki to gatunek - co zresztą dla mnie nawet w sprzyjających warunkach było by niemożliwe, bo kompletnie nie znam się na ptakach... no ale idąc tak w ciszy i rozglądając się wkoło - bo przecież nie chciał bym przegapić kolejnej sarny w zaroślach - podziwiałem jak światło zachodzącego słońca przebija się przez korony drzew i odbija się w płynącej nieopodal wodzie. Wrażenie niesamowite, kompletna cisza, teren ten leży w takiej odległości od miejsc, w których człowiek nahałasował, że nie słychać ani aut, ani ludzkich rozmów, ani telefonów komórkowych, ba ! tam nawet piania koguta nie było słychać! No ale tak sobie szedłem i szedłem i niestety nie napotkałem już żadnego zwierzaka. Ale zapewniam Was jest ich tam naprawdę dużo. Na ścieżkach mnóstwo tropów, a jedno z pół całe przeorane przez dziki.

No ale podczas tego spaceru spotkało mnie też coś bardzo dziwnego. Możecie sobie o mnie myśleć co chcecie, ale to było tak prawdziwe, że prawdziwsze już być nie mogło.
Otóż idę sobie w tej głuszy, wychodzę na pole i słyszę jakby śmiech dziecka, a potem daj się słyszeć jadący pojazd mechaniczny - ale nie pojazd z silnikiem, lecz jak by sama przyczepa... i co najdziwniejsze dźwięki te nie były słyszalne w oddali, lecz jakby tuż przy mnie... i ten zapach - konia... a co dziwniejsze tak nagle jak się zaczęło tak nagle się skończyło. Przeszedłem się jeszcze po okolicy, myślałem że może faktycznie ktoś tam gdzieś jest, ale nie nikogo, żadnych śladów. Naprawdę sam nie wiem co o tym myśleć!

No i na koniec, tuż przed samym powrotem do auta, na polu znalazłem... podkowę :D trochę zardzewiała, ale mam nadzieję, że szczęście przyniesie!

Dobranoc!

Jesień!

Dzisiaj o 11:51 rozpoczęła się astronomiczna jesień. Moja ulubiona pora roku :). Przywitała nas piękną słoneczną pogodą... cóż zatem nie mogę nie skorzystać z okazji i nie mogę odmówić sobie przyjemności udania się w plener z aparatem w dłoni! (no a Wam drodzy czytelnicy nie odmówię przyjemności podziwiania moich "wspaniałych" dzieł sztuki fotograficznej ;)

wtorek, września 18, 2007

i znów Bóbr w Bukowinie Bobrzańskiej!

Tym razem ze słońcem i niebieskim niebem!

Widoczek ;)

grzybek ;)

żuczek ;)

i gałązka;)

Jarmarkowy łient ;]

Oj się działo :D


kucie gwoździ...


Lepienie garnków..


Handel rękodziełem...


Występy zaprzyjaźnionych zespołów...


...potem karuzela w nocy...

...na tle zabudowań Rynku...


...Koncert Dżemu...

wraz z gitarzystami :D


a następnego dnia "pokaz" kulturystyczny...

i koncert Ingrid....

wraz z jej zapleczem artystycznym czyli wspaniałymi tancerkami....


(a tu druga, w innym stroju)


...doskonała interakcja z męską częścią publiczności przy piosence In Tango...

...i częścią żeńską publiki....


... i jeszcze jedno ujęcie Ingrid...

...i fragment jednego z układów choreograficznych...

o i jeszcze jedno zdjęcie z układem :D

a na koniec.....

kwiatek... w postaci napisu na za szybą kasy niemieckiego wesołego miasteczka ;) sami zobaczcie że polski to trudna język!

i ja tam byłem miód i piwo piłem. A że w piątek trochę piłem to zdjęć z DeMono nie zrobiłem ;)

a teraz umieram na katar... oby szybko mi przeszło, bo nowa praca jest mocno absorbująca!

wtorek, września 11, 2007

cichy zakątek...

w Bukowinie Bobrzańskiej, u ujścia Kwisy do Bobru takie można podziwiać widoki... Cóż światło było nędzne, ustawić się też nie było jak, bo wszędzie błoto. Ale co tam następnym razem wybiorę się jak będzie słońce!

sobota, września 08, 2007

sezon koncertów czas zacząć :D

...Festiwalem Kronopolu w Żarach ;)

szkoda tylko, że pogoda nie dopisała i nie dotrwałem do Zakopower :(

no ale Leszcze prezentują się nie najgorzej:

Zdob - Si - Zdub z Mołdawii zespół ten zajął II miejsce na festivalu Eurowizji w 2005 roku:



za tydzień Jarmark Michała więc zdjęć będzie na pewno dużo dużo :D

p.s. AnnKad proszę daj jakiś namiary na Ciebie co? usunęłaś konto i nawet nie miałem szans przeczytać tego co napisałaś ;( byłaś na festiwalu? co się tam u Ciebie dzieje, że podejmujesz tak radykalne kroki ;(

czwartek, września 06, 2007

...

niestety koleżanka Annkad ma rację kwestii zdrad, pisząc:

"Ale tak wogle świat stanął na głowie a związki są stanowczo przereklamowane bo finał musi być jeden ZDRADA wię ja pozostaje sama bo jakbym była w związku to albo zostałabym zdradzona a co najgorsze może sama bym zdradziła co było by niezgodne z moim charakterem."

Sam niedawno byłem świadkiem dość ciekawego obrazka - mój kolega (inny tym razem) zaczął spotykać się z dziewczyną, nie wiedząc, że ona ma faceta. Dopiero po jakimś czasie powiedziała mu prawdę, obiecała też, że zostawi swojego byłego faceta i będzie z moim kolegą. Czas jednak pokazał, że owa koleżanka wróciła do swojego byłego chłopaka. Z resztą przykładów takich znam jeszcze kilka. W związku z tym tak się zastanawiam - czy warto obdarzać drugą osobę zaufaniem? wprowadzić ją do życia? a jak "odwinie numer"? z drugiej zaś strony muszę zganić koleżankę Annkad - zakładanie z góry, że coś się nie uda to droga do nikąd. Co zatem zrobić? może odrobina ryzyka? sam nie wiem :D

a błędy wybaczam wszystkim - nawet sobie :D

środa, września 05, 2007

moralna studnia bez dna ;)

Bez zbędnych ceregieli piszę z grubej rury co mi leży na wątrobie...

Mój kolega jakiś czas temu zainteresował się nowozatrudnioną koleżanką z jego firmy - nie powiem ładna dziewczyna, inteligentna no sam bym mógł się zakochać :D. Z czasem jego zaintertesowanie zdawało się być odwzajemniane, spotkali się kilka razy "na mieście". Cała firma szeptała na ich temat. Ot taka zwykła historia biurowego romansu... Smaczku sprawie nadaje fakt, iż oboje pozostają w związkach i to od kilku lat - no pozostawali :D. Oczywistym jest, że gdy tylko sprawa wyszła na jaw ich dotychczasowe związki uległy całkowitej degradacji i można o nich powiedzieć, że nie istnieją.
Cóż i tak bywa... tylko, że nasi biurowi kochankowie nie są parą i nigdy nią nie byli. Więcej teraz Ona obwinia mojego kolegę o rozpad swojego związku - co przyznacie jest niedorzecznością! Wina leży po obu stronach - zarówno mój kolega "uwodząc" "zajętą" koleżankę z pracy zachował się nie fair, a koleżanka wiedząc, że jest nie fair wobec swojego partnera podjęła grę z moim kolegą...
BTW wydaje mi się - z czysto samczego i męskoszowinistycznego punktu widzenia, że mój kolega jest usprawiedliwiony, i nie powinien poczuwać się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za rozpad związku jego koleżanki z pracy - Ona doskonale wiedziała, ze ma faceta i jej flirt może doprowadzić do "schizmy" w jej związku ;]. Czyli gdyby owa koleżanka z miejsca nie dała się w ciągnąć w gierki mojego kolegi - nie było by problemu... ale niestety ciekawość "co będzie dalej" jest nałogową chorobą kobiet (mężczyzn też, ale w mniejszym stopniu) - i nie mówię tego ze złośliwości, a jedynie z czystej sympatii.

Pozdrawiam wszystkich zdradzających sie osobników ludzkich

Qapla'