Było już późno. Siedział w swojej celi, już po wieczornej modlitwie. Cela była mała ledwo mieściło się w niej stare podniszczone drewniane łóżko, pod oknem stało niewielkie biurko na nim jakaś książka, kawałek starego zapisanego pergaminu i pióro w kałamarzu. Podszedł do miski z wodą stojącej po przeciwnej do łóżka stronie pomieszczenia, obmył się. Był dość zmęczony. Przybył do klasztoru późnym popołudniem po długiej i męczącej podroży przez bezdroża. Wytarł twarz. Skierował swoje kroki ku łóżku w którym miał spędzić dzisiejszą noc. W ręku trzymał dopalający się już kaganek. Cała cela skąpana w pomarańczowym świetle płomienia wydawała się jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości była. Położył się do łóżka. Prawie natychmiast zasnął. Spał już jakąś chwilę, gdy ze snu wyrwało go pukanie do drewnianych drzwi celi. Wstał zaspany i w ciemności skierował się ku drzwiom. Odsunął delikatnie stalową zasuwę, która mimo wszystko zaskrzypiała, a echo słychać było jeszcze przez chwilą w ciemnym rozświetlonym tylko nielicznymi lampionami ogromnym korytarzu. Otworzył ciężkie dębowe drzwi i ku swojemu wielkiemu zdziwieniu nikogo tam nie zastał. Zdziwiony i zbity z tropu pomyślał - pewnie mi się przyśniło. Zamknął delikatnie drzwi celi. odwrócił się w stronę okna. Wtem jego oczom ukazała się jakaś blada podobna do cienia sylwetka. Wyraźnie widział, że to sylwetka mężczyzny. Zjawa zdawała się unosić w powietrzu, bardzo blisko kamiennej chłodnej posadzki. W celi zrobiło się wyraźnie chłodniej.
- To ze zmęczenia - powiedział szeptem próbując sam siebie uspokoić.
- Podejdź bliżej - powiedziała zjawa głosem, który zdawał się pochodzić nie z uszu, lecz z samego środka jego głowy. Zawahał się. - Podejdź bliżej i usiądź przy mnie - znów dało się słyszeć ten donośny acz spokojny głos.
- To się nie dzieje naprawdę - tym razem głośniej i stanowczo powiedział.
- Wręcz przeciwnie, wszystko co widzisz i co słyszysz jest prawdziwe. To jest nawet prawdziwsze od Ciebie samego, od tego klasztoru i od całego Świata. - usłyszał tym razem nieco ciszej i mniej stanowczo.
- Kim jesteś, że mówisz takie rzeczy! - wykrzynął stanowczo jednocześnie szukając pod ręką swojego miecza.
- Nie jest ważne kim jestem, ważne jest po co przychodzę! - odpowiedziała zjawa. Nie szukaj miecza, na nic Ci on. Przybyłem Tu, by dopowiedzieć na Twoje pytania.
- Ale ja nie mam pytań. - odpowiedział z oburzeniem.
- Zatem po co przybyłeś taki szmat drogi, czemu zostawiłeś wszystko i przybyłeś tu do tego Klasztoru...
Nie wiedział co ma odpowiedzieć. - Tak jestem tu by lepiej zrozumieć. By odnaleźć swoją drogę. By odmienić swoje życie.
- Zatem, Pytaj! - odpowiedziała zjawa
- Czy jest jakiś większy plan dla każdego z Nas ludzi? Że to co się dzieje nie dzieje się przypadkowo?
- Tak. odpowiedziała stanowczo zjawa. Tylko Wy ludzie macie zbyt małe rozumy by pojąć czasem Boski plan, szukacie odpowiedzi na pytania, na które odpowiedzi prostej nie ma. Dociekacie dlaczego dotyka was tyle złych rzeczy...
- One po coś są? - zapytał przerywając zjawie
-Tak. Wszystko się dzieje z jakiegoś nieznanego nawet mi powodu. On czuwa nad tym, nad każdym z Was ludzi. To On pokazuje Wam drogę, drogę której sami nie odnajdziecie.
- Ale w takim razie czemu mi przydarzyło się tyle złych rzeczy? dlaczego nie mogłem spokojnie żyć, iść swoją drogą?
- Widać w Jego oczach Twoja droga, którą wybrałeś nie była właściwa. Wskazał Ci inną drogę. Dał wskazówki.
- Sugerujesz, że jeśli człowiek idzie złą drogą, to On czasem interweniuje? Stawia zapory nie do przejścia, a przez to zmusza do zmiany sposobu myślenia?
- Tak, jest tak jak mówisz. Czasem wysyła też innych ludzi, aby pomogli Wam odnaleźć swoją właściwą ścieżkę.
- hmm - zamyślił się.
- To oznacza, że osoba, którą spotkałem i która stale sugerowała mi bym zrobił coś co w moim przekonaniu jest najgorszym z możliwych wyjść była Jego wysłannikiem?
- Wy ludzie jesteście dziwni.
- Jak to dziwni. - powiedział z żalem
- Macie wolną wolę, możecie dokonać dowolnego wyboru, a zawsze wybieracie drogę najbardziej wyboistą, najgorszą z możliwych. I co gorsza nie dostrzegacie w swoim owczym pędzie innych możliwość. Nie widzicie, że Świat dookoła was już dawno zmienił się, że już nie jest taki jak kiedyś. I czasem nawet Jego wysłannicy - ludzie pojawiający się niby znikąd, ludzie którzy stają się w krótkim czasie waszymi przyjaciółmi - nie są w stanie wyrwać Was z tej drogi.
- Tak. Masz rację. Jesteśmy dziwni. Co jednak z ludźmi, którzy nie wierzą w Jego ingerencje i Jego wielki plan?
- Nad nimi czuwa jeszcze bardziej. Zaprawdę Powiadam Ci On kocha wszystkich. Tych co nie kochają Go i tych, co nie znają Go także. Albowiem i Oni kiedyś Go odnajdą. A wtedy On powita ich niczym Ojciec powitał Syna marnotrawnego.
- Tak. jest tylko jedno małe ale w tym wszystkim co mówisz. Ludzie nie zawsze są silni na tyle, żeby pokonać wszystkie przeciwności losu. Ludzie mogą się załamać, targnąć na swoje życie... co w tedy? Ingerencja?
- Dlatego w takich sytuacjach On posyła swoich ludzi. I nikt nie wie dlaczego i skąd się zjawiają. Muszę już odejść. Jest jeszcze wiele dusz do uratowania i wiele odpowiedzi do udzielenia. - w tym momencie zjawa zniknęła rozpływając się w powietrzu.
Siedział na łóżku i dalej nie wiedział co tak naprawdę się stało, nie wiedział, czy to co widział było prawdą, czy tylko snem. Położył się do łóżka, lecz tym razem sen nie przychodził. Zaczynało świtać. Z korytarza dało się słyszeć kroki zakonników. Wstał ubrał się w swój habit, otworzył ciężkie drzwi, i udał w kierunku refektarza, w którym zazwyczaj o tej porze rozpoczynała się poranna modlitwa przed śniadaniem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


1 komentarz:
Hmmm...
Bardzo obrazowe to opowiadanie.
Ujales w formie dialogu tak naprawde swoj wewnetrzny monolog; zadajesz duzo pytan i odpowiedasz na nie sobie sam.
Niezly pomysl, chyba, ze zupelnie inaczej interpretuje Twoj przekaz... Niekoniecznie wszystkie watpliwosci zostaja rozwiane... (moze sie myle).
Cos nie moge sie skupic, zatem dopisze innym razem, co mi sie nasunelo..
Pozdrawiam,
LuLu
(Tak Naprawde Nie Wiadomo, Kto To)
Prześlij komentarz