poniedziałek, sierpnia 27, 2007

dwie sprawy

sprawa pierwsza: Dzisiaj rocznica :D tak - to już dzisiaj mija rok jak Was drodzy moi Czytelnicy jak Was zanudzam swoimi wypocinami. No ale może troszkę statystyk:
od rozpoczęcia monitorowania ruchu na stronie - czyli od 24 września 2006 roku bloga odwiedzono 2460 razy, najwięcej odwiedzin było w maju 2007 roku - 391 razy wyświetlono moją stronę. Najczęściej czytacie bloga w poniedziałki (czyżby z nudów w pracy) w godzinach od 8 do 14 i o godzinie 22 (czyli jednak w pracy i na dobranoc). Stałych czytelników jest niewielu - raptem 14 osób, ale zdarza się, że dziennie unikalnych użytkowników jest nawet 22.
Najwięcej wejść na bloga było z woj. lubuskiego - 633, potem w kolejce jest woj. wielkopolskie - 321, mazowieckie- 243, ale są też odwiedziny z Gliwic, Krakowa, Mielca, Chełma, Gdańska, Bydgoszczy, Leszna, Łodzi, Radomia... Argentyny, Australii, Holandii, Portugalii, Rosji, Szwecji, Norwegii...
no a kto mnie odwiedza?
proszę:
nat-mi2.aster.pl - 231 razy
gate.fredry.net - 212 razy
gate-dialog-ekosystem.zgora.dialog.net.pl 176 razy
rejon105.ztpnet.pl - 145 razy
xdsl-12423.zgora.dialog.net.pl - 119
i jeszcze kilka osób...

no ale dość statystyk... dziękuję wszystkim za wytrwałość i proszę o jeszcze! oby kolejny rok okazał sie równie dobry jak ten który właśnie dzisiaj minął :D. No i oczywiście pozdrowienia dla osoby, dzięki której blog powstał - Agnieszki M. mam nadzieję, że praca w banku jest tym co spełni twoje oczekiwania!


sprawa druga
cóż sprawa druga jest o tyle zawiła i skomplikowana, że ja dalej nie wiem co mam myśleć... napiszę może tak...
Szanowna Anno-Mariolu!
Piszę ten list do Ciebie droga Weroniko-Moniko ponieważ mam poważny dylemat i wiele sprzecznych ze sobą wniosków wyciągam na podstawie tego co ostatnio mnie w życiu spotakło.
Oto jakiś czas temu prawie pozostawałem w związku z kobietą... czemu prawie? no nie powiem było w tym "prawie" troszkę mojej winy. Otóż po długim czasie "wożenia" się i jałowych dyskusji podjąłem męską decyzję może jednak warto spróbować? i zaproponowałem to co od dawna było odkładane - bądźmy razem. Jakże się uradowałem, gdy Ty Jadwigo-Katarzyno zgodziłaś się na "próbę" - ba byłem w siódmym niebie słysząc Twoje zapewnienia, że dobrze, że powiesz swojemu byłemu chłopakowi że z wami już koniec itp. I wszystko zdawało się być piękną rzeczywistością - gdy kilka dni po Twojej droga Agnieszko-Natalio okazało się, że jednak jest zupełnie inaczej! Ba żebyś chociaż wróciła do swojego byłego chłopaka - ty po prostu nas obu zostawiłaś. Mi często zarzuca sie niezdecydowanie, nieumiejętność podejmowania decyzji - a tu co? Jednego dnia jestem szczęśliwym facetem, który jest zakochany na amen - a za kilka dni okazuje sie, że nie ma nic... rodzi się pytanie - było w ogóle coś?
Tak czy siak - wiedz droga Marto-Andżeliko, że właśnie dzięki temu co mnie spotkało - nie chcę i nie mam zamiaru w najbliższym czasie zagłębiać się w żaden związek z kimkolwiek :/ nie mam ochoty być po raz kolejny w moim życiu być zrobiony w Ch...a. Ja już nie chcę.
I wiedz, że to nie tylko Twoja wina - taki jest Świat - każdy każdego tylko wykorzystuje do swoich własnych celów. W tym Świecie panuje zdrada - jak można jednego dnia mówić facetowi, że sie go kocha, a następnego ładować sie innemu do łóżka? (to znam z opowiadania). Czy My Faceci naprawdę nie mamy prawa do uczuć wyższych? Czego Wy drogie Moniki-Weroniki oczekujecie od Nas Facetów? Dopóki nie robimy dosłownie nic - same pchacie sie nam w ramiona, a kiedy już zrozumiemy, że jednak tak - że chcemy z Wami być, jak zaczynamy się starać - okazuje się, że nie jesteśmy warci nawet waszego słowa... ech... To ja jestem staroświecki, czy świat stanął na głowie?

Z wyrazami szacunku
Twój

p.s. - to nic osobistego, to tylko stwierdzenie zatrważających faktów!

czwartek, sierpnia 23, 2007

akceptacaja

Rozmawiałem dzisiaj z jedną z moich koleżanek (kurcze znowu koleżanka czasem się zastanawiam czy ja mam więcej koleżanek, czy też może tylko kobiety dają mi tematy to moich wynaturzeń w blogu). No ale rozmawiałem tak z tą moją koleżanką i takie oto przemyślenia mnie się nasunęły.

Człowiek jaki jest każdy widzi. W naszym życiu spotykamy setki jeśli nie setki tysięcy ludzi, każdy inny. Nie dość, że inny z wyglądu to jeszcze inaczej patrzy na świat.
Weźmy jednego przypadkowego człowieka z tego tłumu i przyjrzyjmy się mu. Ma dwie ręce, nogi, głowę, tułów - słowem zwyczajny człowiek. I teraz postawmy go wśród zupełnie nieznanych mu ludzi. No i stoi taki Człowiek w tym nieznanym mu tłumie i się męczy, sam zadręcza sie myślami - boi się odrzucenia, tego że tłum go nie zaakceptuje - znacie to skądś? Tylko nie mówicie mi, że nikt z was nie czuje się nieswojo wśród nowych ludzi! Nawet Ci z Was, którzy uważają się za super towarzyskich i otwartych na nowych ludzi czują się choć troszkę "nieswojo", oczywiście wbrew temu co twierdzą.
Czy nie zastanawiało Was kiedyś skąd bierze się owy lęk przed brakiem akceptacji? Myślę, że spokojnie można wysnuć tezę, że wynika on bezpośrednio z braku akceptacji samego siebie. Dość ryzykowne twierdzenie, ktoś powie. Owszem ale czy nie jest tak, że nawet jeśli człowiek twierdzi, że akceptuje sam siebie, że odpowiada mu to kim jest - to zawsze pozostaje to "coś" co nam w nas samych przeszkadza? coś o czym głośno nie mówimy? czy to jest cecha charakteru, cecha wyglądu - to nie ma to znaczenia - tak jest i koniec. Często sami jesteśmy wobec siebie zbyt krytyczni - ludzie nie zauważają naszych wyimaginowanych wad.
Uważam zatem, że nie należy przejmować się zbytnio tym, że inni zauważą w nas nasze wady - tylko po prostu należy być sobą! Bo jeśli będziemy starali się za wszelka cenę ukryć coś co według nas jest czymś "nieakceptowalnym" zaczniemy zachowywać się sztucznie wśród innych - a sztuczne zachowania są o wiele częściej źle postrzegane niż największe nawet wady! To właśnie sztuczne zachowanie, granie kogoś kim się nie jest, jest przyczyną odrzucenia!
Więcej pewności siebie - może faktycznie poranne ćwiczenia przed lustrem "jestem debeściak" nie są takie złe?
Z drugiej strony - jeśli coś bardzo nam w nas samych przeszkadza to może warto to zmienić? jeśli uważamy, że nasza tusza jest za duża - to może warto pomyśleć nad pozbyciem się jej? (no tak ale jak ktoś jest niski czy super wysoki to nie zmieni tego raczej - co w takim przypadku? może jednak próbować się zaakceptować?) a jeśli jakaś nasza cecha charakteru nam nie odpowiada - może warto popracować nad nią?

no to tyle ględzenia na dzisiaj!
P.S. słowo "nie mogę" to często "nie chcę" tak że chęci troszkę i determinacji ;]

p.s. 2 W poniedziałek 27-08-2007 przypada pierwsza rocznica istnienia tego marnego bloga ;)

środa, sierpnia 22, 2007

cóż

na początek odpowiedzi na komentarze:
1. uwaga ogólna - podpisujcie się jak komentujecie - Proszę. Naprawdę nie wiem czego się wstydzicie? swoich poglądów? jak dotąd nikt nie napisał nic złego, ja nikogo nie "zabanowałem" za wypowiedzi w swej wymowie odbiegające od mojego sposobu postrzegania świata... a zawsze lepiej mówić i polemizować z kimś realnym niż z "anonimowym".

Do koleżanki Ultima_Thule - ja nie dostrzegam ciemnych ani jasnych stron miłości - jestem realistą
Do Anonimowy - przeczytałem "Hymn do Miłości" - nic nie wniósł do mojego postrzegania i nie zmienił mojego podejścia do Miłości.
Do Anonimowy - jak przeczytałem to co napisałeś/łaś 18 sierpnia to poczułem się dziwnie - z jednej strony cieszyłem się, że ktoś to co piszę traktuje w jakiś bądź co bądź poważny sposób. Z drugiej zaś moja skromność i to, że zdaję sobie sprawę jak mało wiem o życiu kazało pomyśleć: "kim, że ja jestem, żeby mówić ludziom do mają robić?"

No ale dawno nic nie było z "nauk życiowych Łukasza S." zatem czas troszkę pomącić :)

Dzisiejsza lekcja będzie o tym w jak bardzo zamkniętym społeczeństwie żyjemy i jak bardzo nasze samolubne postrzeganie świata wpływa na to kim się z czasem stajemy. Jak zwykle posłużę się pewnym przykładem - pewnie wywołam nim w pewnych kręgach burzę - ale cóż nie raz już tak było po tym co napisałem w blogu swoim ;) a na rzeczową dyskusję jestem zawsze otwarty!
No ale do rzeczy.
Są ludzie na tym Świecie, którym się wydaje, że mają wyłączność na "rację". Ludzie Ci po prostu zawsze myślą, że mają rację - zawsze, a próba dyskusji z taką osobą skazana jest na porażkę. Złośliwi powiedzą że piszę o sobie - otóż nie! różnica pomiędzy mną a tamtymi ludźmi polega na tym, że ja czasem naprawdę mam rację - a to jest wynikiem posiadanej przeze mnie wiedzy w danym zakresie, czy głębokiej obserwacji i analizy otaczającego mnie świata - co zrobić pewne rzeczy "same mi się wiedzą". Ludzie z tych wszechwiedzących uważają, że mają rację nawet na płaszczyznach w których nie mają kompletnie żadnego doświadczenia! A żeby było jeszcze ciekawiej chodzą parami i jedni drugim przytakują - z taką parą wszechwiedzących po prostu zwykły śmiertelnik nie ma szans ;) Sprawa się komplikuje gdy takie osoby lubią dyskutować i rozmawiać, a zdarza się to bardzo często. W takich przypadkach nie spoczną dopóty, dopóki nie udowodnią, że ich pogląd jest jedynie słuszny... To naprawdę zabawni ludzie! zawsze przy rozmowie z takim osobnikiem wszechwiedzącym mam ubaw po pachy i wychodzę z poprawionym humorkiem z rozmowy. Jednak chwilami bywa to irytujące, ale cóż i tacy ludzie są na Świecie potrzebni. I w żadnym razie nie potępiam takich osób, nie czuję sie w jakiś sposób lepszy od nich.

no a na koniec dodam, że znam osobiście kilka takich osób...

piątek, sierpnia 17, 2007

odwyk

Cześć wszystkim;) ale się tu narobiło podczas mojej nieobecności... niektórzy z Was są strasznie niecierpliwi i stanowczo domagają się nowych wpisów... dobra tylko obawiam się o ich jakość ;) człowiek będąc pod wpływem uczuć - zwłaszcza tych nieodwzajemnianych - popada w stan melancholii, rozmyślania, zadumy. Ja taki stan mam za sobą, i niestety wena mnie opuściła, nie zastanawiam się tyle nad całym złem tego świata jak jeszcze pół roku temu... ciekawe to jest zjawisko - zwłaszcza w kontekście poprzedniego wpisu o miłości. Okazuje się, że jednak może ona powodować wzrost produktywności! Ot taki paradoks... z jednej strony jest destruktywna, wyniszczająca (zwłaszcza ta nieodwzajemniona), a z drugiej zaś zmusza do wytężonego wysiłku przy wykonywaniu codziennych czynności (bo człowiek chce jak najszybciej przestać myśleć o nieodwzajemnionym uczuciu, albo robi wszystko lepiej, szybciej, bo ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii). Zaiste ludzie to ciekawy gatunek!

No ale moja absencja ma także swoją drugą przyczynę. Staram się mianowicie unikać po południu komputera tak bardzo jak to tylko możliwe. Siedzenie przy komputerze to chyba najbardziej destruktywna forma "nic nierobienia". Zatem siadam w domu do komputera tylko w chwili gdy muszę coś zrobić, jak przegrywam zdjęcia i je masakruje Fotoszopem.
No a jeśli ktoś bardzo, ale to bardzo będzie za mną tęsknił - wiecie gdzie mnie szukać :D

No to do następnego wpisu! (który mam nadzieję - już niedługo)

niedziela, sierpnia 12, 2007

Miłość do drugiej osoby jest najbardziej niebezpiecznym z uczuć... powoduje żal,gniew, zazdrość, strach.... dlaczego zatem ludzie tak często szukają miłości?

środa, sierpnia 08, 2007

Powtórka z rozrywki...

o to wiadomość wyłowiona z portalu Gazeta.pl:

Coroczne warsztaty Międzynarodowej Szkoły Studiów o Holocauście odbywają się w izraelskim Instytucie Yad Vashem. W czerwcu wzięła w nich udział 24-osobowa grupa z Polski. Anglistę Tadeusza Trzaskowskiego wysłał Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli, od ponad roku opanowany przez LPR.

Wykłady i dyskusje trwały półtora tygodnia od rana do wieczora. W programie jest też szabasowa kolacja i obserwacja modłów w synagodze.

- Najaktywniejszy był wysłannik CODN - opowiada nauczycielka z Warszawy, która też była na warsztatach. - Pytał, skąd wiadomo, ile ofiar naprawdę pochłonął Holocaust? Bo on ma dane, że liczba ofiar jest przeszacowana. Dlaczego mówi się nieprawdę o Jedwabnem? Przecież Polacy nie mogli czegoś takiego zrobić. Nie chciał przyjmować argumentów. W muzeum, gdzie była rekonstruowana synagoga, mimo próśb gospodarzy Trzaskowski nie chciał zdjąć kowbojskiego kapelusza i założyć jarmułki. A na widok rabina wykrzyknął: "Pierwszy raz widzę rabina o niebieskich oczach".

Nauczycielka dodaje: - Kompromitacja! Nie wiedzieliśmy, co robić. Wyśmiewaliśmy, próbowaliśmy zakrzyczeć, wychodziliśmy z sali. Bez skutku.

Tadeusz Trzaskowski to nowy pracownik CODN. Od kwietnia pracuje w pracowni informacji pedagogicznej.

W czerwcu 2006 r. Giertych odwołał poprzedniego dyrektora Mirosława Sielatyckiego za wydanie oficjalnego podręcznika Rady Europy "Kompas", o tym, jak uczyć tolerancji. Wśród 50 scenariuszy lekcji jeden dotyczył seksualności, w tym gejów i lesbijek, co Giertych uznał za niedopuszczalną promocję homoseksualizmu (sprawa jest w sądzie pracy). Na miejsce Sielatyckiego przyszła Teresa Łęcka, katechetka z Łodzi.

Potem LPR próbował zatrudnić w CODN prawnika Tomasz Połetka - wszechpolaka, przyłapanego przez "Fakt" na faszystowskich gestach. Połetek przepadł. Łęcka zrobiła swoim zastępcą innego wszechpolaka - Pawła Zanina.

Jak pisaliśmy wczoraj, w proteście przeciw ideologizacji i degradacji CODN odchodzą najlepsi specjaliści.

Wicedyrektor CODN Witold Kowalczyk powiedział "Gazecie", że w zachowaniu Trzaskowskiego w Izraelu dyrekcja nie widzi nic niestosownego.

Źródło: Gazeta Wyborcza

myślałem, że ten blog pozostanie obojętny na politykę... a jednak. Z drugiej strony to temat nie jest całkiem polityczny... on świadczy tylko o tym jak bardzo niebezpieczna jest LPR. Ten artykuł to kolejny dowód na to, że Liga jest partią skrajnie prawicową i obawiam się że z czasem przekształci się w partię ludzi nie tolerujących nie tylko gejów, ale także Narodu Żydowskiego, Niemców, Rosjan, Francuzów... słowem całego świata. To po prostu Żałosne.

czyżby LPR'owi przyświecać zaczynało hasło "jedna rasa Polska i rasa"? nie przypuszczałem, że doczekam takich czasów... mamy początek wieku, do roku 2039 jeszcze parę lat... kto wie co p. Roman jeszcze wywinie...
inna sprawa to próba udowodnienia wszystkim dookoła, że jednynie słuszną religią w Polsce jest Chrześcijaństwo, a konkretnie Katolicyzm... Państwo wyznaniowe... e to nie dla mnie ja się wypisuję.

"Albowiem powstanie naród przeciwko narodowi, i królestwo przeciwko królestwu" Mt 24:7

piątek, sierpnia 03, 2007

Mława

we wtorek i środę służbowo odwiedziłem miasto Mławę. ciekawa to miejscowość... otóż pojęcie starego miasta nie funkcjonuje tam... no może poza kościołem i ratuszem miejskim... cały rynek, i okolice to piękne budynki z lat 60-70 tych ub. wieku. Widać, że zniszczenia po II wojnie były znaczne... z drugiej strony miejscowość typowo przemysłowa. To tam właśnie swoją fabrykę ma LG. W Mławie znajduje sie też kilka innych zakładów - głównie przemysł spożywczy. zadziwiające, bo niby miasto z tak rozwiniętym przemysłem, powinno być dość bogate... a tu niestety nie jest różowo... miasto jest dość przeciętne i tyle. Udało mi się zrobić zdjęć kilka, ale pojawią się dopiero po południu.

drugie spostrzeżenie tym razem z drogi do i z Mławy. Wszędzie buduje się nowe drogi. niestety wystarczy wyjechać poza Mazowsze czy Wielkopolskę i roboty kończą się natychmiast, a pojawiają się koleiny. Cóż pozostaje mieć nadzieję, że jak skończą tam to zaczną u nas :D

spostrzeżenie nr.3. mieliśmy z kolegą okazję jechać przez wioski Mazowsza - domy dużo mniejsze niż na Zachodzie kraju - wyraźnie widać, że nie Niemcy je budowali. Znamiennym jest jednak fakt, iż na każdym podwórku porządek, trawa skoszona, nie ma błota, śmieci... a u nas? bród i smród :/ zawsze powtarzałem - bieda nie usprawiedliwia bałaganu... widać w Polsce Centralnej ten pogląd jest Ludziom nieobcy....

ale mimo wszystko nie chciał bym tam mieszkać... z prozaicznej przyczyny... tam praktycznie nie ma lasów, a teren jakiś taki "plaskaty" gdzie sie nie obejrzeć wszędzie tylko pola pola i pola aż po horyzont, jak dla mnie za płasko :D