niedziela, października 29, 2006

jesień...

Tak . Wcale nie zmokłem :D ale zdjęcia w parku zrobiłem...



sobota, października 21, 2006

nieoczekiwany obrót spraw...

Szedł tak ciemną parkową uliczką przez chwilę, zamyślony i smutny w jego głowie krążyła tylko jedna myśl dlaczego nie przyszła? Dlaczego nawet nie zaryzykowała spotkania? Może boi się tego, że to uczucie, że to co czuje do niej może kiedyś prysnąć jak bańka mydlana… może boi się odrzucenia. Wiedział przecież ze w życiu zdarzają się różne sytuacje, a niedobre wspomnienia z przeszłości stają się naszymi demonami i straszą nas, każą do wszystkiego się dystansować, od wszystkiego uciekać. Nie pozwalają żyć. Wiedział, że tego wieczora właśnie zaczął się dla niego nowy rozdział w życiu. Zapomnieć o niej, otrząsnąć się i przeć do przodu, pokonywać przeszkody - niczym radziecki lodołamacz z napędem atomowym z okresu zimnej wojny, który brnie przez lody Arktyki… jeszcze kilka chwil temu próbował walczyć ze zdrowym rozsądkiem mówiącym o zapomnieniu o niej. Teraz to już nie wydawało mu się aż takie przerażające. Zaczynało docierać do niego, że to tak naprawdę nie on powinien się zadręczać! Bo on tak naprawdę stracił jedynie ją – której tak naprawdę nie miał nigdy - a ona… cóż jeżeli dalej postępować tak będzie jak postępuje, to obudzi się kiedyś rano z uczuciem, że kiedyś coś przegapiła, że teraz samotność staje się nie do zniesienia… Ale to jej sprawa i jej życie… i nie chodzi już nawet o to, że ona nie chciała z nim się spotkać, to nie chodziło o niego – teraz już wiedział, że albo ona weźmie się za siebie otrząśnie po tym co prawdopodobnie się kiedyś w jej życiu wydarzyło albo nie..

Szedł jeszcze chwilę w całkowitej ciemności, właśnie miał skręcić w alejką prowadzącą do bramy parkowej, którą dostrzegał jako świetlisty punkt w jakiejś odległości od niego, gdy nagle usłyszał idących za nim ludzi. W ciemnościach nie było widać dokładnie kim byli, widział tylko zarys sylwetek. Usłyszał ich rozmowę, ale nie rozumiał słów. Szedł swoim tempem. Nie obawiał się ich, lecz w pewnym momencie zobaczył, że ludzie ci chcieli najpierw na rozwidleniu iść alejką na wprost, będąc już jednak już za skrzyżowaniem cofnęłi się i poszli alejką, którą szedł. Przestraszył się troszkę, poczuł nagły napływ adrenaliny do organizmu. Zwolnił jeszcze bardziej. Czuł jak serce zaczęło silniej bić, momentalnie zaczoł się pocić. Obejrzał się ukradkiem – byli jakieś dwadzieścia do trzydziestu metrów za nim. Wydawało się, że w chwili gdy on zwolnił oni także zmienili tempo marszu. Widział w ciemnościach jak do ust nerwowo wkładają co jakiś czas papierosa. Widział tylko pomarańczowy punkt, który co jakiś czas rozbłyskał na nowo. Pomyślał „zobaczymy czy panowie skręcą za mną” – to była jedyna możliwość aby przekonać się czy idą za nim. Skręcił w pierwszą alejkę po prawej stronie. Przeszedł kilka metrów obejrzał się – i z ulgą stwierdził, że nikogo nie ma z tyłu. Przeszedł jeszcze kilkadziesiąt merów. Zaczynał oddalać się od bramy parku, od ulicy, ale był jeszcze zbyt wystraszony aby powrócić na alejkę, z której zboczył. Wtem te same dwie sylwetki, które zdążały za nim kilka minut wcześniej pojawiły się naprzeciwko niego – minęli go, już myślał, że wszytko jest w porządku gdy nagle poczuł silny ból z tyłu głowy… ocknął się po chwili. Nie bardzo wiedział co się dzieje, leżał na mokrej zimnej ziemi, lecz nie w parkowej alejce, którą szedł. Teraz słychać było szum przepływającej opodal rzeki. Usłyszał rozmowę dwóch mężczyzn mówili coś o strachu, o tym że niepotrzebnie się tak czaili. Wiedział ze mówili o nim. Słyszał jak mówią coś o pozbyciu się ciała. Myśleli, że nie żyje. Podeszli do niego zapalili papierosa zaczęli coś wykrzykiwać, kopać go, po tym jak jeden z nich kopnął go w głowę stracił przytomność i nie wiedział co się działo.

Ocknął się zupełnie gdzieś indziej. W powietrzu unosił się dziwnie znajomy specyficzny zapach. Znał go jednak nie potrafił sobie przypomnieć gdzie wcześniej już go czuł. W oddali słychać było rytmiczne „pikanie” wydawało się, że jest w jakiejś dużej sali – słychać było wyraźne echo. Otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju. Ściany były pokryte płytkami aż do sufitu, w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz niego – przynajmniej tak mu się na pierwszy rzut oka wydawało. Pokój był nieduży, jasny. Pełno było w nim sprzętu – jak by medycznego. On sam podłączony był do jakiejś aparatury. Nagle poczuł, że wszystko go boli, nie miał czucia na twarzy. W chwili gdy miał krzyknąć zorientował się, że w jego ustach coś tkwi i że tak właściwie nie oddycha sam tylko coś każe mu oddychać. Rozejrzał się jeszcze raz po pokoju. Teraz już lepiej widział, obok na krześle siedziała kobieta. Głowę miała spuszczoną chyba spała. Na plecy maiła zarzucony koc, a z pod koca widać było niechlujnie założony zielony fartuch ochronny. Obok niej niedojedzona kromka chleba i niedopita herbata. Nie wiedział, która jest godzina, nie znał nawet pory dnia – w pokoju w którym się znajdował nie było okna, które wychodziło by na zewnątrz, a jedynie na jednej ze ścian ogromne okno za którym krzątali się ludzie w białych i zielonych kitlach. Nagle osoba siedząca obok łóżka zerwała się na równe nogi podeszła do niego i zaczęła coś krzyczeć – nie rozumiał jej – wiedział, że wypowiada do niego jakieś słowa, jednak nie wiedział o co jej chodzi – po chwili wybiegła z sali, jednak natychmiast wróciła, a w raz z nią grupka ludzi, która wcześniej była w pomieszczeniu za szybą….

czwartek, października 19, 2006

Przepraszam

Szanowni czytelnicy!

i wierni kibice kolegi z opowiadania...

Proszę o odrobinę cierpliwości. Z uwagi na totalny brak czegoś co szczęściarze "wolnym czasem" nazywają dalsza część opowiadania będzie w wieczorem w sobote...to znaczy jest już ale jeszcze nienadaje się do publikacji :D

pozrdawiam wszystkich Wrocławian (brata i tą reszte co i tak wiem ze tu zagląda), Zielongórzan (dziękując za krytykę), Chełmian (-), Kielczan (nie przypuszczałem że moja sława sięga tak daleko), Żaran (qzynka czemu nie mówisz ze zaglądasz tu), a i Poznaniaków :D

Słowem"Cała Polska Czyta Dziecom"

poniedziałek, października 16, 2006

Spotkanie którego nie było

Był chłodny sobotni wieczór. Noc była pogodna, na niebie tysiące gwiazd radośnie migotały do przechodniowi na ulicy - lecz oni zabiegani nawet nie zatrzymali się na chwilę i nie zerknęli w niebo, byli tak zajęci swoimi sprawami, ze patrzenie w niebo - tak bez powodu, dla samego patrzenia i rozmarzenia się przez chwilę wydawało im się czystą stratą czasu i dziwactwem - jest tyle ważnych i istotnych spraw, które trzeba załatwić, gdzieś pójść, kogoś spotkać, z kimś się napić, że patrzenie w niebo nie jest istotne... cóż pewnie nawet gdyby zechcieli podnieść głowę wysoko i choć przez chwilę się zadumać to i tak nie mieli na to szans... na ulicach jest zbyt jasno, wszędzie pełno światła skutecznie zasłaniającego rozgwierzdzone niebo. Szedł wśród tych spieszących się ludzi powoli, tak jakby mu na niczym nie zależało. Wyglądał dziwnie, wyróżniał się z tłumu ulicy, lecz nie ubraniem, nie wyglądem - on po prostu szedł sam nie wiedział dokąd. Wracał ze spotkania na które liczył, chciał wierzyć, że jednak to spotkanie, które i tak miało się nie odbyć - o czym doskonale wiedział od samego wyjścia z domu - jednak się odbędzie. Sobota 19:00. Dotarł na miejsce spotkania kilka minut przed umówioną porą. Czekał w spokoju i zadumie, niebo wciąż pozostawało gwieździste. Zegar na wież ratusza wybił 19:00, nie przyszła - widział, że nie przyjdzie. A może się spóźni? A może coś się stało i idzie już do niego na spotkanie? dał jej 15 minut, stale nerwowo zerkał na odległy koniec ulicy z wiarą, że jednak nadejdzie... jakaś tajemnicza siła kazała mu czekać. Siła, która każe człowiekowi robić czasem rzeczy, które są wbrew logice, które działają przeciw naturze każdego z Nas. Siła tajemnicza i niezbadana - chyba znak, że jednak ktoś czuwa nad nami, i doskonale wie co ma się stać i kiedy. Siła drzemiąca w każdym człowieku i ujawniająca się w przeróżnych sytuacjach - Siła - Potęga. Nic nie jest jej w stanie pokonać, nawet silna wola, próba przetłumaczenia sobie tego, że dane działanie jest pozbawione sensu jest słabsza od Siły. Stał i patrzył w dal, piętnaście minut powoli mijało... gdy zegar na wieży ratusza wybił kwadrans po dziewiętnastej - odszedł, odchodził jednak powoli, tak jak by chciał jeszcze chwilę zaczekać, jak by chciał dać jej ostatnią szansę na spotkanie - wiedział, że to spotkanie wtedy we Wrocławiu było ich ostatnim - zapamięta je na zawsze, nie zapomina się spotkań z ukochaną - nawet jeśli Ona nie odwzajemnia tego uczucia. Obraz jej czarnych oczu radośnie spoglądających spod okularów, jej włosy zawsze nienagannie spięte i zaczesane do tyłu, uśmiech, którego się nie zapomina do końca życia, to jak chodzi, jak się ubiera - kochał, i wciąż kocha ją całą... Sposób mówienia - to co mówi - dowcip, doskonale zawsze dobrany do sytuacji w której się znalazła, dowcip, który on sam zawsze rozumiał - taki sam jak jego... tak takich kobiet często się nie spotyka... takie kobiety są niczym diamenty piękne i rzadkie... Odchodził, stale zerkając za siebie... cóż jednak nie przyszła... w końcu i tak nie miała przyjść... przecież sama mu to napisała... lecz Siła kazała mu czekać, czekać i wierzyć, że może jednak zmieni zdanie... Nie zmieniła... Cóż szkoda tylko kwiatów, z którymi przyszedł na spotkanie... Ból odejdzie w zapomnienie z czasem, lecz długo pewnie biedzie musiał czekać zanim pokocha całym sercem tak jak pokochał Ją. Odszedł w ciemność. Szedł bardzo powoli i stale w przeciwnym kierunku niż Ci których mijał, przestał myśleć o czymkolwiek w jego głowie była pustka, nie chciał nikogo - teraz chciał być sam. Usiadł na ławce w parku i zapłakał. tylko płacz w samotności daje szczęście. Płakał nie nad tym, samotnością, nie nad brakiem sensu istnienia, lecz nad własną naiwnością, nad żałosnym swoim życiem, które musiał zmienić - chciał umrzeć i narodzić się na nowo, lecz to nie takie poste! zerwać z przeszłością, gdy ona jest częścią nas samych, bez przeszłości nie istniejemy. To ona nas kształtuje, pokazuje świat. Przeszłość, wspomnienia - te dobre i te złe to jesteśmy tak naprawdę my. Teraz wiedział, że narazie nic się nie zmieni, siedział tak na zimnej mokrej ławce, a obok niego powoli więdły kwiaty, które przyniósł ze spotkania, które się nie odbyło ze sobą do parku. Szkoda tych róż... on siedział, a one więdły... powinien był wziąć to na chłodno, przestać się nad sobą rozczulać i zacząć żyć... lecz odrzucona miłość boli, a ból chwilami jest nie do zniesienia... wstał z ławki, odszedł w ciemność pozostawiając róże ich własnemu losowi...

czwartek, października 12, 2006

nocne zdjecia z Gdańska...

1. ciemny zaułek...2. złota kamienica
3. samotność...
4. ratusz
5. Pięć
6.latarnia
6. zielona brama
7. gdyby nie ci dwaj w kadrze to było by niezłe zdjęcie ;D


Już niedługo nagły zwrot akcji w opowiadaniu... ale narazie straciłem wenę... znaczy mam kikla pomysłów ale nie mam czasu przysiąść i napisać..

wtorek, października 10, 2006

dzisiaj gdańsk

dzisiaj jade do Gdańska - zdjęcia już we czwartek:) a dalszy ciąg opowiadania wktótce!

niedziela, października 08, 2006

(CD)

To że tam była, po drugiej stronie, ta świadomość tego że mógłby po prostu się przywitać, powodowała dreszcz na jego plecach. Zastanawiał się, czy jeśli napisze, to czy ona mu odpowie? Nie mógł na to liczyć. Wiedział, że skazany jest na wewnętrzne rozterki, na katorgę na którą tak naprawdę sam się skazał… mógł przecież wtedy nie wykonać tego telefonu, mógł nie powiedzieć, ale wolał aby wiedziała… w pewnej chwili ocknął się jakby z transu… e tam co mi tam może coś napisze. Napisał – ona nie… cóż tak widocznie musiało być.

Kiedy skończył pracę pojechał prosto do pustego domu. I tak było codziennie. Samotna kawa poranna, samotna doga do pracy, samotna praca, obiad w samotności, popołudnie puste, nawet książki które czytał nie „smakowały” tak jak dawniej, wtedy gdy jeszcze miał szanse. Tak teraz świat dzielił się na dwie części – tą z przed tą rozmową i na ten po tej rozmowie. To było dziwne uczucie – do tej pory, kiedy starał się poznać bliżej jakąś kobietę, a ta stanowczo acz delikatnie odmawiała pogłębiania znajomości - po prostu zapominał dość szybko zazwyczaj wystarczało zająć się czymś, pracą, nauką, czy po prostu czytaniem. Teraz, pomimo tego, że wiedział, że znał jej zdanie nie potrafił sobie przetłumaczyć, że nic z tego – nie umiał zapomnieć. Czasem przed innymi ludźmi starał się ukryć to co naprawdę czuje – rozpacz, cierpienie – lecz to było tylko ładne opakowanie. Bo czemuż to niby on idealny pracownik, mężczyzna, ktoś kto uważany jest za zimnego drania miałby okazywać się słabością do kobiety – w dodatku nieodwzajemnioną? Tak naprawdę to nigdy nie uwierzył w jej odmowę i sam nie wiedział tak naprawdę dlaczego odmówiła… ech.

Doskonale pamiętał jak się poznali. To było równo rok temu… zaczepiła go na gadu gadu…

piątek, października 06, 2006

(N)ie (C)iąg (D)alszy...

Był koniec września. Siedziała sama w domu przed monitorem komputera sama nie wiedziała co tak naprawdę miała by robić. Odkąd skończyła studia we Wrocławiu i wróciła do rodzinnego miasteczka nie potrafiła się odnaleźć. Tak naprawdę wszyscy jej znajomi zostali w mieście, w którym spędziła ostatnie kilka lat. I tak naprawdę to nie miała z nimi jakiegoś kontaktu. Te 3 miesiące spędzone w domu pozwoliły jej odpocząć, nabrać nieco sił. W końcu matematyka to dość wyczerpująca dyscyplina naukowa. Siedziała tak przez jakąś chwilę już miała odejść od monitora wyłączyć ten denerwujący, stale zawieszający się komputer, gdy nagle wpadł jej do głowy genialny pomysł sposób na zabicie czasu – poszuka kogoś do rozmowy – ot tak na jeden nudny wieczór.

Zaczęła od szukania ludzi w mieście w którym teraz siedziała – pierwszy strzał – trafiony zatopiony jest 24 lata – zupełnie jak ona – dziwny pseudonim – cóż może być ciekawie.. klik dodaj do listy – i pierwsze zdanie „hej:) masz ochotę pogadać??:)” chwila ciszy i... odezwał się. Ucieszyła się, bo przynajmniej jest szansa na zabicie czasu. Rozmowa układała się nad wyraz dobrze, to co było drażniące to jego literówki i błędy ortograficzne. Pisał jak najęty, ona jedną linijkę – on pięć. Na rozmowie o wszystkim i o niczym zeszło parę ładnych, z minuty na minutę rozmowa stawała się coraz bardziej dojrzała, lepsza. Aż w końcu nadszedł moment w którym zmęczenie dało o sobie znać, a dodatkowo perspektywa konieczności porannego wstania do pracy w sąsiedniej miejscowości powodowała coś jakby obawę o niemożność porannego podniesienia się z łóżka. Ciekawy facet pomyślała warto by zatrzymać się przy nim dłużej... cóż czas się pożegnać i iść spać – pozostanie nadzieja, że odzewie się jeszcze... do przeczytania kolego!

Prawda była taka, że tak naprawdę od dłuższego czasu nie „była z nikim” tak naprawdę. Był kiedyś chłopak, który napisał jej kilka miłych słów, lecz ona niewiadomo dlaczego nie dopuściła do siebie myśli, że „mogło by coś z tego być”. Sama tak właściwe nie wiedziała dlaczego nie dała znaku tamtemu facetowi... Podświadomie pragnęła czyjegoś uczucia, po prostu przytulenia, czy zwykłej rozmowy, jednak tak bardzo przyzwyczaiła się do tej niezależności, która wynikała z tego, że była sama, do tego „niemuszenia” myślenia o kimś innym niż tylko o sobie, że głębszy związek z kimkolwiek wydawał się niedozaakceptowania. A może to po prostu strach przed kontaktem z kimś innym? Może to przez jej zamknięcie w sobie? Albo strach przed dotykiem obcych ludzi? Przełamanie bariery dotyku wydawało się jej tak samo nierealne jak zdobycie Ewerestu zimą w krótkich spodenkach.... CDN

czwartek, października 05, 2006

(...)

Budził się kilka razy w nocy. Sny, które miał nie dawały ani chwili spokoju. Miał świadomość, że to wszystko co czuje i tak nie ma sensu, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli nie zapomni o niej nie będzie miał spokoju. Tak, zapomnieć... teraz to wydawało się niemożliwe. Bo jak zapomnieć o kimś kogo się kocha? Od chwili kiedy pojawia się w jego życiu patrzył na świat przez jej pryzmat. Wszystkie kobiety, które spotykał na swojej drodze były porównywane przez jego podświadomość do Niej – to było jak natręctwo – nie chciał tak myśleć, ale myśli o Niej, perspektywa, że kiedyś może dane mu będzie trzymać ją za rękę, choć odległa i niemożliwa pozwalała mu trwać. Wiedział że musi zapomnieć... Sny które śnił tej nocy zapamiętał do końca życia. Sny o tym jak razem robią zwykłe codzienne czynności, czasem zakupy, czasem po prostu jedzą razem obiad, który wspólnie przygotowali, sny w których noc spędzają razem...

Na dworze zaczynało świtać. Zerknął na zegarek było wpół do szóstej. Postanowił wstać dziś wcześniej, wyłączył budzik, któremu nie dane było zapełnić swojego codziennego obowiązku – obudzić go jak co rano o 6:23. Tak dziwne przecież nikt nie wstaje o 6:23 zazwyczaj ludzie nastawiają na 6:20 czy 6:25... On jednak w nastawieniu budzika na 6:23 widział jakieś wyrwanie się ze schematów, którymi tak naprawdę żył cały czas, które ułatwiały mu życie do tego stopnia, że rezygnując z nich nie wiedział czy da rade się zorganizować, zapełnić czas... Wstał podszedł do okna, wschód słońca był czysty, delikatne chmury, które przemykały lekko po niebie nie były białe jak w dzień pełen słońca, były teraz raczej pomarańczowo – różowe od słabych jeszcze promieni leniwie budzącego się słońca – słońca, które zdawało się przeciągać po przebudzeniu ze snu. Poszedł jak zwykle do kuchni, zjeść śniadanie... tak kolejne śniadanie w samotności. Czy to się nigdy nie zmieni? Ta myśl przebiła jak szpila jego głowę, lecz natychmiast pozbył się jej – bo po co się zadręczać? To i tak nie ma sensu – wiedział to, lecz jego podświadomość była innego zdania, była silniejsza i chwilami zdawała się wygrywać tą nierówną walkę Dawida z Goliatem. Ubrał się i wyszedł z domu. Jazda samochodem do pracy zawsze sprawiała mu niesamowitą przyjemność. Można zamknąć się, odizolować, był tylko on auto i droga. Czasem, kiedy w radiu leciała jakaś znana piosenka śpiewał na cały głos razem z artystą. Nie przejmował się tym, że śpiewanie to nie to co najlepiej mu wychodzi – ach jak było by pięknie mieć z kim zaśpiewać... dojechał do pracy, wszedł do biura – od razu zajął się swoją pracą – byle tylko nie myśleć... lecz gdy tylko minęła ósma w lewym dolnym rogu ekranu pojawił się napis „Agnieszka jest dostępna” to było niczym pożywka dla myśli, których już nie chciał słuchać. Była tak blisko, a zarazem tak daleko. Wiedział, że nawet jeśli napisze coś to i tak nikt mu nie odpowie... w tym właśnie momencie pomyślał, że w sumie to mógłby zadzwonić, ale co tak właściwie miałby powiedzieć? Przecież i tak wszystko jest oczywiste... Jednak miał wciąż nadzieję, że Ona nie do końca jest pewna tego co powiedziała mu przez telefon podczas tamtej rozmowy – a może jeszcze zmieni zdanie? Może... ehh.... to i tak już nie ma znaczenia... otrząsnął się jak pies otrząsa się wychodząc z wody i kontynuował swoją pracę... CDN

środa, października 04, 2006

Nie mógł wysiedzieć w domu, szybko ubrał się w ciepła nieprzemakalną kurtkę, wysokie buty i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. W jego głowie kłębiły się setki nieznośnych natrętnych myśli. To stawało się powoli czymś na kształt obsesji. Te myśli nachodziły znienacka, nie dawały spokoju, czasem pojawiały się w środku nocy czasem w chwilach, których nikt by się nie spodziewał. Zawsze jednak jakoś udawało się je opanować, zająć głowę czymś innym – rozmową, pracą, czy czytaniem wiadomości w Internecie. Tego wieczora jednak siedział sam w domu, nic go nie ciekawiło nie potrafił przerwać tego strumienia pędzących z samego centrum jego podświadomości galopu myśli chwilami tłoczących się niczym tłum ludzi w pociągu jadącym z Łodzi do Warszawy podczas godzin szczytu – każdy tam coś szeptał, o czymś myślał, całkowity nieład, nieporządek – wydawało się to nie do opanowania.

Zbiegł szybko ze schodów wybiegł z klatki, chciał tylko jednego – zapomnieć, przestać w końcu myśleć, na ten jeden temat. Nawet nie zauważył, że na dworze było zimno, padał rzęsisty deszcz, który pozostawiał na ziemi ślady w postaci wielkich kałuż, z których woda nie chciała w żaden sposób odpłynąć, a jedynie wzbierała i wzbierała – tak samo jak myśli w jego głowie. Był wieczór w oddali słychać było jak kuranty na wierzy ratuszowej wybijają dwudziestą drugą. Jedyne co rozświetlało okolicę to latarnie smutnie pochylone nad jezdnią i nadające otoczeniu pomarańczowe zabarwienie. W okolicy nie było nikogo, szedł tak przez tą ciemność, nie zważając nawet na to co się dzieje dookoła niego. Był tylko on i jego myśli. Szedł tak przez jakiś czas, zaczynało robić się coraz ciemniej, wyszedł chyba poza granice miasta, bo gdy obejrzał się za siebie dostrzegł w oddali zanikające światło latarni ulicznych. Teraz był naprawdę sam na sam ze sobą, nikt nie przeszkadzał jego myślą biec... poszedł w stronę ciemności... Szedł i myślał -
Czemu to się tak skończyło? Dlaczego nie można inaczej? Czy jest jakaś szansa na to by zmienić cokolwiek? Doskonale znał odpowiedzi na te pytania. Jednak jakaś niewidzialna siła kazała mu odpowiadać na nie dalej ciągle i w kółko. Odpowiadał na nie stale tak jak powinien odpowiedzieć, wiedział, że nikogo do niczego nie można zmusić. Pozostawało jedynie pytanie co tak naprawdę chciał osiągnąć przez rozmowę, którą przeprowadził z nią kilka dni wcześniej. Przecież wiedział, znał jej zdanie od dawna. Po co w ogóle podejmował ponownie temat? Nie liczył się z konsekwencjami, wolał żyć marzeniami, stworzyć sobie świat ułudy, świat niczym domek z kart chwiejny i delikatny. Świat, w którym wszystko jest piękne, jest miłość, nie ma złudzeń wszystko jest oczywiste. Świat idealny. Życie jednak zweryfikowało wszystko w co wierzył. Jego świat się zawalił – ktoś pociągnął za dolną kartę. Wszystko co przez ostatni rok dawało mu wiarę w przyszłość, co pozwalało ufać, że kiedyś może... legło w gruzach. Teraz zrozumiał dlaczego to co działo się przez ten rok nie mogło być prawdziwe. Prawdziwa była tylko miłość do Niej do tej, którą poznał przez gadu-gadu na początku września 2005 roku. W tedy gdy spotkali się w barze on siedział na stołku zamawiał piwo ona podeszła i powiedziała po prostu „Cześć” i zadała pytanie, które pozwoliło jej upewnić się, że on to on. Od tamtego wieczora, czas mijał szybko, siedzieli i rozmawiali – czuł, już wtedy jak by znał ją od zawsze – wiedział, że to nie jest zwykła znajomość – niestety Ona tego nie wiedziała... Już w tedy, ubiegłej jesieni pragnął tylko jednego – bycia z Nią – wiedział że Ją kocha...

Teraz jednak gdy jej to powiedział czar prysnął, nie miał już złudzeń, analizował to wszystko. Na swoje nieszczęście był typową wagą wszystko sprawdzającą, wszystko analizująca...

Szedł, padało coraz bardziej, szedł i powoli od myślenia o tym wszystkim na oczy zaczęły cisnąć się łzy. Jednak powstrzymał je, był mimo wszystko twardy... Zatrzymał się zaczął wracać... udało się kilka rzeczy zrozumieć... takie rzeczy bolą, ale to i tak nie ma znaczenia – wszystko to pozwoliło mu uodpornić się na miłość – teraz będzie bardziej ostrożny... Szedł dalej drogą... zaczynało się rozpogadzać, okolicę zaczął rozświetlać księżyc, a nad horyzontem widać było delikatnie migające gwiazdy... wrócił do domu... dalej był sam... zamknął drzwi na zamek, i poszedł spać... C.D.N

wtorek, października 03, 2006

i co dalej?

Dalej nie ma nic... nie wiem prawdziwie kochać to piękne, lecz kochać prawdziwie z wzajemnością to chyba niesamowite... nie wiem i jak narazie się prędko nie dowiem... Powiedziałem Ci, nie mogłęm już dłużej ukrywac tego co do Ciebie czuję... do wczoraj żyłem złudzeniami, marzeniami, lecz one niczym bańka mydlana - w której odbija się cały świat, nieco bardziej pokolorowany - spadająca na zieloną wiosenną trawę. Sam nie wiem czego się spodziewałem po wczorajszej rozmowie - tego że będzie mi lżej? tego że jak powiem ci że kocham cię jak nikogo na świecie to może zmienisz zdanie? Ale niestety dla mnie muszę sie z Tobą zgodzić, nie można budować związku - zaczynać czegokolwiek gdy dwoje ludzi nie czują tego samego, gdy jedno z nich nie czuje niczego poza zwykłą koleżeńską sympatią - coś takiego jest straszliwie dewstruktywne i prędzej czy później i tak skończyło by się czyjąś tragedią.

Dziś jadąc samochodem do pracy tak właściwie nawet nie wiem kiedy minęła mi droga, jechałem niczym automat - po prostu wyłączony - ciałem w aucie, myślami gdzieś daleko, w innym miejscu, w innym czasie...

ponownie zacytuję.... Wspomnienia to jedyne co nam pozostaje, zapamiętujemy te najpiękniejsze jedyne i niepowtarzalne....

ta wczorajsza rozmowa w niczym nie pomogła - jedynie sprowokowała do zastanowienia się nad tym Co dalej? ja nie mam swojej rozgłośni radiowej, nie mam już portu w którym mógłbym zcumować - okazał się fatamorganą na bezkresie oceanu samotności, złudzeniem, ułudą. Czas zatem żeglować dalej, spojrzeć w gwiazdy może one wskazywać zaczną wkońcu dobry kierunek...

jedno wiem na pewno jeszcze nie przestałem Cię kochać...


do czytelników:
wpisy do bloga nie będą narazie prowadzone regurlanie... muszę przeczytac "samotność w sieci"...

i po co ja to w ogóle napisałem... pewnie dlatego, że papier przyjmie wszystko i nie podejmie dyskusji, że nie powie ani słowa...