wtorek, stycznia 29, 2008

Zdjęcia z Genewy

Ponieważ "Grześki" (nie do wygryzienia) już zdjęcia widziały (czy widzieli? - Aniu ratuj!) to można z czystym sumieniem pokazać szerszej publiczności obrazki z Genewy. Będzie to telegraficzny skrót tego co się działo w Genewie i jak Genewa wygląda...


Wysiadamy z Autobusu - Genewa PallEXPO około południa 28-12-2007

Hala "Polaków" to tu odbyła się pierwsza "odprawa po przybyciu


Platanowiec w Rolle - miasteczku, w którym spotykaliśmy się codziennie rano

Hala, na której odbywały się wszystkie spotkania - modlitwy

Kolejka "za jedzeniem" wszyscy grzecznie posuwali się do przodu. Pierwsza Kolacja

Kilka Zdjęć z Genewy - w kolejności zupełnie przypadkowej ;)

Widok na startujący samolot - takie widoki można było podziwiać stojąc w kolejce na poranny posiłek. Góry w tle to już Francja


Genewa dworzec kolejowy Centrum - a na ścianie taki oto wehikuł


Mnie długość tego pojazdu nieco zaskoczyła ;)


codzienna partyjka szachów - w bezpośrednim sąsiedztwie Muru Reformatorów codziennie zbiera się kilkadziesiąt osób by pograć w szachy. Nierzadko dochodzi do ostrych sporów!

Mikołajowie ;) (czy święci nie mam pojęcia!)


jak mówi slogan reklamowy - Żyj kolorowo!

Ot taki widoczek na Jezioro

Krzesło... Ma kilka metrów wysokości.... symbol - dobra to jest konkurs odpowiedzi umieszczajcie w komentarzach!

bez komentarza...

Genewa

Genewa

Genewa

Jet d'Eau

Muzeum Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca... niestety było zamknięte...

Mt. Blanc

Mieszkałem w Perroy... 3 km od Rolle







winnice... Wszędzie winnice!


3 dni przed 01.01 2 razy dziennie o 8 rano i 2 w nocy po Perroy chodzą bębniarze i odpędzają złe duchy...


Bynajmniej nie zachód słońca - było południe


Do domu wracać czas... ostatnie spojrzenie na góry...

czwartek, stycznia 24, 2008

Kim jestem?

spodobało mi się zdanie, wypowiedziane na antenie Radia bis, jeden z wielu sms, które przychodzą w ciągu dnia do Stacji i są odczytywane przez prowadzących.

"Kim Jestem? Jestem zlepkiem atomów o nieskończonych możliwościach!"

cóż to dość optymistyczne ;) i zapewniam wszystkich nie wierzących w swoje możliwości - wystarczy chcieć!

niedziela, stycznia 20, 2008

Przesiadka zakończona sukcesem ;D

... Od Dzisiaj blog ma nowy adres... i nazwę!

www.nagranicy.org.pl !

czwartek, stycznia 17, 2008

nowy rok... juz był...

Przywitanie nowego roku mamy już wszyscy chyba za sobą, nowa rzeczywistość, zastana po 1 stycznia nie zbyt różni się od tej z 31 grudnia. Tak a może jednak coś się zmieniło? Pewnie niektórzy z Was powzięli noworoczne postanowienia - sam nie wiem czemu to takie modne ostatnio. Czy potrzeba, aż nowego roku, aby zmienić coś w swoim życiu? a może to po prostu szukanie jakiegoś punktu zaczepienia?
Cóż jednak nie będzie tym razem krytyki czegokolwiek (a są czytelnicy, którzy mają mnie za kogoś, kto jedyne co potrafi to krytykować a sam siebie uważa za ideał - tym Osobom życzę sukcesów w osądzaniu innych ludzi na podstawie, kilku wpisów na blogu i zaznaczam - jak nie chcesz nie czytaj!). No ale wracając do tematu. Przyznaję się sam uległem i co nieco postanowiłem na ten rok.
Plany są przebogate i gdyby udało się zrealizować choć część z nich to i tak będzie to sukces... a jeśli nie uda się zrealizować nic - cóż przecież się Świat na głowę nie zawali - a plany zawsze można zmieniać, to ich cecha, i to chyba jedna z ważniejszych.
No a cóż takiego planuje wytrwały autor czytanego właśnie przez Ciebie bloga?
1. Najważniejsze w tym roku to znalezienie jakiegoś własnego kąta... ileż można mieszkać u Mamusi i Tatusia? Nie, że mi tu źle czy coś! Ale dla dobra wszystkich (mnie i rodziców) trzeba coś z tym zrobić wreszcie. Do tej pory jakoś nie było warunków finansowych ku temu (no dobra chęci do posiadania tych warunków też były mierne), a teraz po rozpoczęciu własnej działalności i zdobywaniu coraz to nowych zleceń warunki finansowe się pojawiły....
2. W planach na ten rok jest większe zaangażowanie się we wszelkiego rodzaju "ciekawe" inicjatywy społeczne - od tych całkowicie świeckich po te związane z wiarą. Jedną z ciekawszych "akcji" tego typu - właśnie wchodzącą w fazę narodzin jest organizacja Europejskiej grupy na wyjazd do Afryki na "Pielgrzymkę Zaufania Przez Ziemię" - Afrykańskie Spotkanie Młodych w duchu Taize, Sylwester w tym roku planuję spędzić w Brukseli, także na spotkaniach młodych.
3. Nad punktem 3 stale się zastanawiam - chciałbym zacząć nowe studia - Zarządzanie Produkcją - ale to temat naprawdę na głębokie przemyślenie.
4. Punkt już w trakcie realizacji, która rozpoczęła się w Genewie. Kompletna przebudowa Łukasza od środka. Jak to koleżanka Agnieszka zauważyła niedawno - potrzebny jest jakiś punkt zaczepienia - z tezą jak najbardziej się zgadzam - każdy jakiegoś potrzebuje, ważne jest tylko żeby ten punkt nie był zbyt nierealny! Genewa była punktem zaczepienia, punktem zwrotnym czy jak tam to nazwać - zapoczątkowała proces mojej przemiany wewnętrznej. Czy to Katharsis? nie myślę że jeszcze nie ten etap i nie ten punkt zaczepienia. Genewa jest jedynie jednym z tych wydarzeń w moim życiu, które pomagają w osiągnięciu przełomu - może jeszcze nie jest to wejście w długoterminowy trend wzrostowy, ale na pewno nie jest to punkt minimum. Po Genewie może być tylko lepiej!
5. Chcę znowu zasiąść za konsolą DJ'ską ;) nawet nie muszę posiadać audytorium - ja uwielbiam grać i "dotykać" crossfadera - sprawia mi to chyba większą frajdę niż jazda samochodem ;D
6. ... e nie ten punkt przemilczę jak chcecie się dowiedzieć co to zapraszam do osobistego zapytania o punkt '6'.
7. (szczęśliwa siódemka) Rozpocząć działania mające na celu "ruszenie" z Barem/Pubem ogólnie lokalem muzycznym - czy w Żaganiu czy w Żarach a może w Zielonej Górze czy jeszcze gdzie indziej - nie wiem na razie jest chwytliwa nazwa i kampania reklamowa w fazie przygotowawczej ;D

Cóż to tyle na dzisiaj!
dobranoc

poniedziałek, stycznia 14, 2008

Technicznie

Zmiana adresu Bloga:
Nowy adres Bloga: www.nagranicy.org.pl.
Zmiana nastąpi w przyszły weekend. Serwis przez około 24 godziny bedzie niedostępny - jest to czas niezbędny na tzw. Propagację domeny przez serwery DNS na Swiecie.


a narazie... Wszystko pozostaje po staremu ;D

niedziela, stycznia 13, 2008

jak powiedział Krzysztof "OMG"

ja pomyślałem coś mniej cenzuralnego...

Od 2 dni układam zdjęcia na nowym kompie. Przegrałem wszystkie z płyt ze starego laptopa, ze starego komputera. siedziałem nad tym 2 dni. szczęście, ze na bierząco były układane i datami sortowane... a foldery choć lakonicznie, ale zawsze opisane są prócz daty jeszcze hasełkiem z zawartością.
No ale zdjęcia poukładane, część jeszcze odeszła do nieba dla zdjęć (czy gdzie tam zdjęcia idą z kosza). I tak z czystej ciekawości, zeby się przekonać jakiż to ja produktywny jestem fotograf zliczyłem każde zdjęcie i wyszło, że jest ich...

12855... jedyne 19 GB... szkoda, że tych które niosą ze sobą wartość merytoryczno - artystyczną jest 0... a technicznie dobrych (czytaj ostrych i dobrze skadrowanych może 6000...).
nie pozostaje nic innego ja ćwiczyć jeszcze więcej ;)

może w tym roku do 50 Gb dotrę ;P

dobranoc!

piątek, stycznia 11, 2008

Genewa.. cześć któraś tam i ostatnia

Sylwester...
Cóż... cały dzień jak zwykle "w biegu". Rano po modlitwie o 8:30 autobus zawiózł nas do Domu opieki dla ludzi starszych. Obejrzeliśmy sobie co i jak się tam dzieje, porozmawialiśmy z Dyrektorem.... znaczy się on mówił po Francusku, pani tłumaczyła na angielski, a ja na polski;) ależ było zabawy ;) po spotkaniu skierowaliśmy się na dworzec, potem pociągiem do Genewy. W pociągu pośpiewaliśmy Panie Janie we wszystkich możliwych językach... wysiedliśmy na dworcu Genewa centralna potem szybciutko do Muzeum Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca, które okazało się zamknięte tego dnia... Cóż w pobliżu Europejska Siedziba ONZ... też zamknięta tego dnia... CERN... Zamknięty do 6 stycznia... Cóż kilka pamiątkowych zdjęć musi wystarczyć... pozostało tylko obejrzeć muzeum porcelany (nie wiem mi się nie podobało - wolę Garnki i patelnie Tefala). Szybko na autobus do centrum - Grzegorzowi się spieszyło na spotkanie z przewodnikami po Genewie... i tu zaczęły się rozłamy w naszej jak dotąd dość zgranej jak na te kilka dni znajomości grupie... część (w osobie Grzegorza i Krzysztofa na czele) chciała zwiedzać z przewodnikiem... pozostali - w tym Ja pozostali przy opcji, na którą się umawialiśmy jeszcze poprzedniego dnia - zjeść coś w Genewie... taka szarpanka trwała jakiś czas - każdy ciągnąl na swoją stronę, aż wreszcie nie wytrzymałem... Zrobiliśmy ostry podział - Grzegorz, Krzysztof i Barbara poszli na spotkanie Przewodników, a Ja Daria i Aga ruszyliśmy w miasto nieznanymi nam szlakami ;) Zjedliśmy pyszny obiadek (nie powiem co - obowiązują nas śluby milczenia ;)) i spacerek bocznymi uliczkami Genewy sobie urządziliśmy... i szczerze to ja sie nawet cieszę że tak się stało owszem może i nie posłuchaliśmy wspaniałych historii związanych z powstaniem miasta i każdego budynku w Genewie - ale za to zobaczyliśmy miejsca, w których żyją mieszkańcy Genewy, a turyści zaglądają rzadko.
Potem na 17:00 na posiłek, na 19:00 modlitwa, o 21:13 pociąg do Rolle. Szczęście, że Kristina i Freida czekali na mnie i zabrali do Perroy - przynajmniej po całym dniu, a przed spotkaniem Sylwestrowym miałem szansę się umyć i chwilę odpocząć (inni nie mieli tyle szczęścia - czekali w Rolle aż do 23:00 do rozpoczęcia imprezy.).
Odnośnie samej "imprezy" sylwestrowej... coż mozna powiedzieć dobrego - to chyba tylko tyle, ze była.
Ja rozumiem, że to wyjazd był bardziej nastawiony na modlitwę, na raczej duchowe doznania niż na doznania "cielesne"... ale - to już było przegięcie ;/
od 23:00 rozpoczęła się modlitwa - śpiew, czytanie, "kazanie", śpiew i tak do 23:40, zaznaczam, że 99% osób na sali (Z duchownymi "przyjezdnymi" włącznie) nerwowo zerkała na zegarek - o jakimkolwiek skupieniu na modlitwie nie mogło być mowy... Kiedy już się wydawało, że jednak damy radę wyjść 0 0:00 na dwór przywitać Nowy Rok... na scenę wszedł On... Człowiek, który chyba zepsuł wszystkim zabawę - temat, który poruszył w swoim wystąpieniu - owszem ważny i trudny - ale to nie temat na noc Sylwestrową! nie można (a może raczej po co) mówić ludziom w takiej chwili o problemie zmuszania kobiet do prostytucji! o tym, że czyha wszędzie niebezpieczeństwo itp... i jeszcze na koniec człowiek ten dodał, że temat taki nie został poruszony po to żeby zepsuć nam zabawę i wieczór... no to już było przegięcie z jego strony - skoro wiedział, że może komuś tym zepsuć wieczór to po co temat taki poruszać?
no ale szczęśliwie dotrwaliśmy do północy - każdy złożył życzenia komu chciał i w języku jakim chciał i jaki znał;) wyszliśmy na dwór - pewnie będą niesamowite fajerwerki... och jakież przyszło rozczarowanie, kiedy okazało się, że w Szwajcarii sztuczne ognie strzelają - w kwietniu - jak w Szwajcarii jest święto narodowe! na szczęście Polacy nie zwiedli i z Kraju przywieźli małe co nieco :).
Sama impreza oczywiście bezalkoholowa... z wyłączeniem kilku przedstawicieli z Naszego Kraju. Polak potrafi! Ja sam się przyznam - z Markiem Kristina i Freidą wypiliśmy szamana, ja potem załapałem się jeszcze na łyczek (no dobra haust) od Ukraińców;)
Gdy wróciłem do sali zabawa trwała w najlepsze - Każdy kraj miał przygotowany jakiś program "artystyczny" harakterystyczny dla danego kraju. I w tym momencie jakoś tak się stało, że natrafiłem na Agatę i tak sobie siedliśmy pod ścianą i zaczęliśmy poważną rozmowę o wielu aspektach wiary Katolickiej i wiary w Boga ogólnie... i tak sobie rozmawialiśmy, aż Pani ze sceny powiedziała, że jest 2:00 i koniec imprezy... cóż zwinęliśmy się do czekającego auta, które odwoziło wszystkich imprezowiczów do domów i o 3:00 grzecznie udaliśmy się na spoczynek.

1.01.2008
Rano tego dnia po śniadaniu udałem się podziwiać miejscowość Perroy. Pogoda dopisała to i Zdjęcia dobre wyszły (no przynajmniej są dobrze naświetlone - bo odnośnie wartości merytorycznej lepiej nie będę się wypowiadał). O 12:00 Obiadek z "rodzinką" - Typikal Swiss Disz - Raclete (Raklet). Czyli na specjalnej maszynce, na łopatkach roztapiany ser żółty (nie nie Founde). Do tego szampan, wino, herbata... o 13:30 pożegnanie na Dworcu i z bagażami odjazd do Genewy Airport.
Tam odszukanie odpowiedniego parkingu z polskimi autokarami (co nie było zbyt trudne - tych z Polski było najwięcej) i po zapakowaniu się do autokarów, ostatnie zdjęcia i o 18:00 odjazd do domu...
Drogi za bardzo nie pamiętam... przespałem ;) no dobra kupiłem za "drobne" dwa kubki, długopis i czekoladki ;)
w żarach na parkingu byliśmy około 11:00 02-01-2008 roku... Tam szybkie pożegnanie z chyba najfajniejszymi ludźmi jakich poznałem w ostatnim czasie - obyło się bez płaczu - ale pozostało uczucie "utraty" ;)

i co i to chyba tyle jeśli chodzi o cześć opisową!
czas wracać do rzeczywistości ;(
jutro jeszcze napiszę kilka słów ogólnych - takie moje odczucia i wrażenia zupełnie oderwane od rzeczywistości zastanej.

dobranoc

czwartek, stycznia 10, 2008

genewa cz.4

będzie jutro - dzisiaj jednodniowa przerwa... trochę mam pracy ;)

środa, stycznia 09, 2008

genewa cz. 3

mmm niedziela! pomimo, że budzik zadzwonił o 6:50 nie wstawałem. spałem do samej 8:00 - cóż odrobina lenistwa każdemu się należy :D no ale kolega Marek wstał dzielnie rano i udał się po zakupy.
zszedłem na śniadanie około 9:00 oczywiście śniadanie przeciągnęło się dość mocno... do 10:00, kiedy wszyscy zorientowali się, że czas na nabożeństwo - miało zacząć się o 10:15... Kristina w prawdzie jest Katoliczką jednak kiedyś należała do Protestantów - stąd pomysł by udać się na nabożeństwo protestanckie, a co horyzonty trzeba poszerzać!
Może o samym nabożeństwie słów kilka.
Wchodząc do Świątyni każdy dostaje śpiewnik z psalmami. w centralnej części ściany szczytowej znajdują się cyferki oznaczające, które psalmy śpiewane będą danego dnia. Sama uroczystość to już śpiewanie psalmów, Czytania z Pisma, krótka przemowa pastora (kazanie?), Ojcze Nasz, psalmy, psalmy i tak w sumie przez godzinę. Jedno trzeba przyznać - jest inaczej. Nie wiem sam czy lepiej czy gorzej. To trzeba samemu przeżyć, tak żeby każdy mógł ocenić to co dzieje się na nabożeństwie. Tak całkowicie subiektywnie to miałem wrażenie, że to wszystko dzieje się tak jakby bliżej ludzi, i ludzie ci aktywnie uczestniczą we wszystkim co się dzieje.
Wracamy do rzeczywistości - czas na pociąg do Losanne... mamy jakieś 1,5 h w tym mieście na zobaczenie tego co najważniejsze, czyli mały sprint. reszta zza szyby autobusu yyy trolejbusu. Miejscowość taka sobie. Stara zadbana ale czy godna polecenia... jak już się jest to warto się przespacerować. Ale żeby zaraz specjalnie jechać? nie nie wydaje mi się
Czas na pociąg do Genewy Airport o 15:00 polska Msza Święta na hali 1 i 2.
Z małym poślizgiem, ale się zaczęła ;) Msza jak Msza... tyle, że Biskup Polak (to nazwisko) z Gniezna ją odprawiał wraz z kilkoma innymi Kapłanami.
Część ludzi się modliła, część spała, część dyskusje prowadziła. A szczególnie niektórzy księża... cóż ksiądz też człowiek!
całe spotkanie wraz z mszą trwało tak do 17:01 więc nie pozostało nam nic innego jak udać się do kolejki po jedzenie... i tu mały zgrzyt - na około! w sumie logiczne... cóż nie ma to jak spacerek na świeżym powietrzu przed posiłkiem...
jedzenie jak zwykle puszka na ciepło - tym razem prawie fasolka prawie po bretońsku z czymś co prawie było kiełbasą ;) no ale w smaku całkiem całkiem - zwłaszcza, że ostatnie co jadła większość z nas to było śniadanie i nie każdy miał takiego farta jak ja z Markiem ;)
no to posileni i herbatą napojeni udaliśmy się do hali 1/2 na wieczorne spotkanie modlitewne... obiecano nam, że będzie transmisja w polskiej telewizji... niestety Ania szukała, Mama szukała i nic... podczas niedzielnej modlitwy odbyło się także nabożeństwo światła - każdy przy wejściu dostał świeczkę, która paliła sie dokładnie 8 minut - i ani sekundy dłużej (Szwajcaria:)). potem standard - pociąg o 21:13 przed pociągiem jeszcze międzynarodowa "szła dzieweczka do laseczka" kolacja w domu z naszymi Gospodarzami i spanko!
cdn,...

wtorek, stycznia 08, 2008

genewa cz.2

6:50 kochany budzik w telefonie nie zawiódł... szybkie przygotowania i na śniadanie. a na śniadanie... pytanie: what do you want to eat? - nic specjalnego powiedzieliśmy. i dostaliśmy takie śniadanie, że z trudem dałem radę :) i nie jest prawdą, że za granicą mają niedobre pieczywo... to co jadłem było całkiem dobre.
Na spotkanie do Rolle dotarliśmy prawie na czas o 8:45 - to przecież nie nasza wina, że poza śniadaniem odbywała się ożywiona dyskusja o Bogu, Jezusie i wierze w ogóle. Na porannej modlitwie w parafii - a w sumie to w świątyni protestanckiej - bo ona jedyna była na tyle duża, aby zmieścić wszystkich nowych mieszkańców Rolle... ona też była ogrzewana ;)
Poranna modlitwa to odśpiewanie kilku kanonów (oczywiście słowa i nutki każdy miał ze sobą w książeczce spotkania, otrzymaliśmy ją w... hali 7). czytanie z Pisma Świętego i coś na kształt kazania, potem znowu śpiewy, modlitwa "wystawiennicza" jak to było określone w "książeczce" śpiewanie i "odprawa" - czyli co i jak i z kim i dlaczego jest w planach na dziś.
Po modlitwie - zgodnie z planem przeszliśmy do świątyni katolickiej gdzie czekały na nas ustawione w koło krzesełka. Ludzie się powoli zeszli i okazało się, że większość międzynarodowej grupy, do której ja byłem zapisany - z przekonaniem, że zapisuję się do grupy angielskojęzycznej - okazała się Polakami... Ci, którzy przyszli na spotkanie i zapisali się świadomie, angielski znali, młodzi Polacy, którzy w jakiś nieznany mi sposób znaleźli się w naszej "angielskiej" grupie jako dodatkowi... nie umieli angielskiego ni w ząb. Oj wstyd! No i co? ktoś musi tłumaczyć na język zrozumiały dla nieumiejących języka to o czym cała reszta w miarę swobodnie dyskutuje...i padło... tak na moją skromną osobę. Oczywiście nie protestowałem - cóż to za wyśmienita okazja się nadarzyła do treningu języka... szkoda tylko, że czasu tak mało było żeby ze wszystkimi porozmawiać, albo choć wątek skończyć... tłumaczenia jednak zabijały dyskusję...
Po szybkim spotkaniu jeszcze szybszy spacer na stację kolejową na pociąg o 10:37... wysiadka na dworcu Geneve Airport i w sumie był już czas na południowy posiłek, więc w gigantycznym korku ustawiliśmy się grzecznie po chwili już jedliśmy jogurcik, bułeczkę i jeszcze kilka rzeczy. Po posiłku o 13:15 południowe spotkanie modlitewne, a około 14:00 po zakończeniu tejże pytanie - co robimy dalej... a do wyboru było kilka opcji - spotkania "dyskusyjne", słuchanie rozważań lub wycieczka piesza po Genewie z przewodnikiem, lub... bez niego ;) cóż więc jako, że pogoda była wyśmienita i istniało ryzyko, że nie utrzyma się do dnia następnego - udaliśmy się do miasta Genewy celem zapoznania się z jego topografią. Spotkanie z przewodnikami miało się odbyć przy jednym z kościołów w Genewie dość nawet oddalonych od dworca głównego.
Gdy wywiedliśmy z Pociągu na dworcu ruszyliśmy w kierunku punktu zbornego. Prawie biegiem, bo czasu było niewiele jakieś pół godziny - a my miasta ni w ząb nie znaliśmy. Jakież było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że nie tylko my mieliśmy pomysł ze zwiedzaniem Genewy z przewodnikiem... ba! ten sam pomysł miała też ponad połowa pielgrzymów... jakież było nasze jeszcze większe zdziwienie, gdy okazało się, że nie ma już przewodników;) Cóż pozostało - zwiedzanie Genewy na własną rękę... no i tak krążyliśmy troszeczkę oglądają i fotografując co lepsze kawałki kamieni na ścianach... w pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nie każdy budynek w Genewie musi być uwieczniony na fotografii i po prostu spacerowałem, a o materiał fotograficzny szczegółowy zadbali Grzegorz i Krzysztof ;).
Gdy dotarliśmy do genewskiej przystani by podziwiać fontannę Jet d'Eau... znowu nie mieliśmy szczęścia - była 16:30 a zimą fontanna psika wodą na 137 metrów tylko do 16:00... cóż rozczarowani brakiem widoku na fontannę zajęliśmy się podziwianiem Mont Blank ;) w prawdzie z daleka ale zawsze!
cóż potem to już pozostało nam czekanie na pociąg na lotnisko, kolacja wieczorna modlitwa i o 21:13 pociąg powrotny do Rolle. Tak tym razem Kristina nie uczestniczyła w wieczornej modlitwie... była na nartach....
gdy w Rolle wysiedliśmy z pociągu już czekał na mnie transport do domu... potem kolacja (ciemny ryż i zapiekanka z łososia) kieliszek wina czerwonego wymiana opinii o całym dniu z Freidą i Kristiną, potem jeszcze w pokoju z Markiem i znów budzik na 6:50...

Ten dzień okazał się jednak inny od poprzedniego - chyba sie trochę "wkręciłem" i dość mocno i szczerze uczestniczyłem w tym co się działo na salach modlitw. Może to też zasługa grupy, która wyklarowała się z całej 14. grupy, dzięki nim chyba doznałem jakiegoś olśnienia i połapałem się po co tak naprawdę tam jestem. Dzięki chyba też rozmowie z Agatą, Basią i Darią przy "naszym stoliku" na hali 5 pierwszy raz w życiu mogłem poczuć jak inni ludzie nie tylko wierzą ale i szczerz i bez wahania mówią o tym w co i jak wieżą. Ba powiedziałem co myślę i... pierwszy raz prowadziłem dyskusję "na poziomie" o Bogu i wierze Katolickiej...
Na wieczornej modlitwie doznałem jeszcze jednej dość ciekawej rzeczy. Mianowicie pierwszy raz w życiu poczułem potęgę ciszy. Tak potęgę. Wyobraźcie sobie kilkudziesięciotysięczny tłum młodych ludzi, śpiewających kanony, kręcących się tu i ówdzie, robiących zdjęcia, modlących się jednym głosem jedną modlitwą. I ten tłum w pewnym momencie milknie - i na wielkiej hali nie słychać nic tylko ciszę. Cisza ta powoduje coś co można nazwać chyba niepokojem, ale po chwili oswojenia się z nią, po zamknięciu oczu stajesz się samotną wyspą, siedzisz wprawdzie twardo na podłodze, ale zarazem zdaje Ci się że odlatujesz gdzieś ze swoimi myślami. Jesteś tylko Ty Cisza i On...

Cóż to tyle na dzisiaj... do jutra!

poniedziałek, stycznia 07, 2008

genewa

27 grudnia 2007 roku o 15:00 rozpoczęło się coś co w jakiś sposób wpłynęło na mnie. 27 grudnia 2007 roku rozpoczęła sie podróż, nie tylko w przestrzeni, ale i podróż do wnętrza mnie samego... sam o tym nie wiedziałem. To napisałem siedząc w autobusie:

"Stało się o 16 wyjechaliśmy z zielonej góry. Przed wyjazdem msza potem krótką odprawa i do autobusów ... I tu okazało się że jadę w tym DROGIM autobusie w którym jedzie ekipa z żar i nie jedzie nikt kogo bym znał jako że negocjacje z dowodzącym spełzły na niczym a jedyne czego nie spróbowałem to próba przekupienia tegoż osobnika , grzecznie wsiadłem do autobusu nr 2, w żarach okazało się że nie ma dla wszystkich miejsca w naszym pojeździe i ktoś będzie musiał przesiąść się do autobusu 1 - jako że natrafiła się okazja natychmiast zgłosiłem się na ochotnika. I tak się jakoś przytrafiło, że nie dość że znalazłem się we 'właściwym' autobusie to jeszcze dostały mi się dwa miejsca:) po drodze zawarłem kilka nowych ciekawych znajomości, odbyło się cało autobusowe odmówienie 10 różańca (nigdy chyba nie pojmę o co chodzi w tej modlitwie ) i zbiorowe oglądanie 'pogody na jutro'. Kiedy pisze te słowa na pokładowym zegarze jest 2328 w drodze jesteśmy od niecałych 8 godzin. Zakładam słuchawki na uszy (nie nie będzie dzisiaj Sinatry - będzie coś bardziej energetycznego) i spróbuje się przespać, jeszcze parę godzin jazdy, a co do samego wyjazdu to mam coraz bardziej mieszane uczucia, jeden z celów stał się trochę mniej osiągalny z racji nieprzewidzianych okoliczności, cel drugi, zobaczymy co będzie na miejscu!"

No i wreszcie dotarliśmy. o godzinie 12 wysiedliśmy z autobusu na parkingu przy Palexpo - kompleksie targowym, w którym odbywają się między innymi słynne genewskie targi samochodowe. pogoda była dość mocno taka sobie. raczej nie nastrajała pozytywnie. No ale jako, że ze mnie otwarta i raczej pogodna osoba powitałem Genewę uśmiechem - jakoś mieszane uczucia chyba minęły. A poznani w autobusie Krzysztof z Darią (siedzieli w autobusie na siedzeniach przed moimi) jakoś samą swoją obecnością świadczyli, że ten wyjazd będzie bardzo bardzo inny od tego co wcześniej miałem okazję doświadczyć. No ale wracając do tematu.
Cała grupa skierowana została do "polskiej" hali 7 gdzie po wypełnieniu kolejnych "papierków" otrzymaniu identyfikatorów, podziale na grupy rozeszliśmy się do pociągów, autobusów - w zależności od miejsca zakwaterowania.
Ja wraz z grupą, która się zorganizowała jeszcze w hali 7 udaliśmy się pociągiem do miejscowości Rolle - jakieś 30 km od samej Genewy. Nie obyło się bez małej wpadki - wsiedlismy nie do tego pociągu co trzeba - on po prostu nie zatrzymał się na naszej stacji... cóż szybka ewakułacja na najbliższej możliwej stacji i przesiedliśmy sie do pociągu, który zatrzymuje sie w Rolle.
No wreszcie - stanęliśmy na stacji kolejowej w "naszej" miejscowości i pojawiło się pytanie.... gdzie iść dalej ;) mapa niby była (dostaliśmy ją w... tak zgadliście w hali 7) no ale kto po tylu godzinach jazdy autobusem, potem jeszcze kilku godzinach krążenia i "zwiedzania" okolic Genewy umie jeszcze czytać mapy... tak no jasne Łukasz Krzysztof i Marek - samozwańczy komitet przewodników po Roll się zawiązał... i natychmiast rozwiązał - okazał się zbędny bo nasi gospodarze z Roll byli tak mili i na płotach i słupach rozwiesili strzałki kiedujące nas wprost do sali "odpraw".
na sali już było kilkadziesiąt osób, herbata, kawa i ciastka - cóż było robić wygłodniali i spragnieni skierowaliśmy swoje kroki ku darmowemu bufetowi. a no ja tu o jedzeniu a nic o przywitaniu ;) przywitał nas proboszcz parafii katolickiej - polak :) co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
Dalej to już zapisy do grup językowych (o nich potem), i szukanie na liście rodziny, która zgodziła się przyjąć pielgrzymów.
W tym miejscu podziękowania należą się Małgosi i Krzysztofowi (oj Krzysiu cicha woda z Ciebie). Gosia z Martą i jednym z kolegów (imienia celowo nie wspominam ale niech się nie gniewa nie jego wina) szybko się zapisała, a ja już dopisać się do nich nie miałem szans. Krzysztof to nawet już trzymał moją kartę ale szybko mi ją oddał (choć jakoś tak niepewnie). Cóż tak miało być... i tak znalazłem się razem z Markiem u pana Freidy z miejscowości Perroy. Tak własciwie to niczego się nie spodziewaliśmy - ba na początku to nawet nikt nie mógł się dodzwonić do Freidy żeby nas odebrał (do Perroy mieliśmy 3 km). ponieważ na sali było duszno zabrałem swoje bagaże i wyszedłem na zewnątrz. Marek poszedł robić zdjęcia ptactwu wodnemu (kaczką i łabędziom) pływającemu po jeziorze Genewskim...
CDZchwilę :D

Siedziałem sobie przed tą salą. podjeżdżały różne samochody. jakiś bus w stanie takim dość "swojskim", Renault Modus, Renault Espace, Audi A8.... Ta A8 już widać, że ktoś ma fart (czy to zazdrość? nie chyba nie... cóż jestem tylko człowiekiem)... jakież było moje zdziwienie, kiedy wsiadałem do tego auta.
Chwilka przywitania, krótkich przejazd do Perroy, szybkie wypakowanie i równie szybki powrót na stację do Rolle, na pociąg do Genewy - tak by dostać obiadek... cóż ostatni ciepły posiłek był jakieś 29 godzin temu... Pół godzinki pociągiem, kilka set metrów spacerku i... kolejka za jedzeniem - na szczęście nie, aż taka długa.
A co tam dobrego do jedzenia... Ravioli, bułeczka, batonik, jabłuszko, serek... tak teraz żeby nie było za różowo. Ravioli w puszce - dobrze ze ciepłe, bułeczka cóż nie powiem o niej żeby była świeża, jabłuszko "typowo unijne" serek... no choć serek normalny... no i oczywiście Łukasz zostawił łyżkę, widelec i nóż w plecaku w Perroy... ale i tak się dostałem do tych klusek... po kolacji przy naszym "stoliku" (karimata + .... karimata) przeszliśmy na salę, na której odbywały się wszystkie modlitwy, w której wszyscy 2 razy w ciągu dnia spotykali się na modlitwie.
Ja sam nie wiedziałem jeszcze po co tak właściwie przyjechałem do Genewy odszedłem od reszty grupy i ulokowałem się raczej z boku - a w sumie całkiem z boku na ławeczce pod ścianą. Zrobiłem kilka (no dobra kilkadziesiąt) zdjęć i w sumie przeczekałem do końca w milczeniu... a po zakończeniu modlitwy... telefon ok Katriny (pani u której mieszkaliśmy), że jest na Pallexpo i że nas zabierze autem :D cóż za fart!
Droga upłynęła na konstruktywnej rozmowie o odczuciach po pierwszym dniu Pielgrzymki Zaufania przez Ziemię, co słychać w Genewie i takie tam. oczywiście po angielsku.
Po przyjechaniu do miejsca, w którym spaliśmy szybki prysznic i kolacja... jeszcze nigdy nie jadłem takiego sera :) na rozmowie przy przedłużającej się kolacji czas szybko zleciał zrobiło się dość późno... a rano śniadanie o 7:30.
Po kilku kieliszkach wina i kilkudziesięciu godzinach na nogach jedyne co mi się marzyło to podusia... i nawet nie wiem kiedy uciekła nocka. Jej brutalny koniec oznajmił budzik ustawiony na 6:50....
CD jutro :)

p.s. jak już skończę opisywać "wycieczkę" napiszę kilka (dziesiąt) zdań o odczuciach i wrażeniach, ponieważ nie chciał bym mieszać zbyt wielu wątków.

czwartek, stycznia 03, 2008

relacja z Genewy

relacja z Genewy się pisze... dajcie mi jeszcze kilka dni :D